niedziela, 29 grudnia 2013

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |


Kończy się rok. Za kilka dni zacznie się nowy. To dobry czas na przemyślenia. W moim życiu sporo się zmieniło w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Dużo też pozostało niezmiennych. To był dobry czas?

Poznałem nowych ludzi. Ciekawych. Mądrych. Jednak nie tylko takich. Spotkałem też tych, których wolałbym nie poznać.

Spojrzałem na swoje życie z innej perspektywy. Zapatrzyłem się. Zapomniałem, że ta, z której patrzyłem przez tyle lat nadal istnieje.

Gubiłem się i odnajdywałem każdego dnia.

Cierpiałem i śmiałem się jednocześnie.

Byłem szczęśliwy i załamany.

Zapomniałem o sobie i mój umysł mścił się na mnie niejednokrotnie.

Odnalazłem szczęście, które uśmiechnie się do mnie na początku kwietnia. To na nie czekałem całe życie... Wybraliśmy już imię. Małgosia. To Ładne imię...

Było już wiele przemian w moim życiu i każda prędzej czy później karała mnie za nieuwagę. Jestem przecież autystyczny i nic tego nie zmieni. Cierpię przez swoje zaburzenia i chyba czasami powinienem sobie pozwolić na łzy. Tak długo udawałem przed samym sobą, że jestem zdrowy, aż w to uwierzyłem i krzywdziłem tym swoją podświadomość. Ona w końcu powiedziała DOŚĆ! Teraz na nowo muszę układać nowy spisek przeciwko swoim zaburzeniom. Tym razem zrobię im miejsce, jednak obok mnie a nie we mnie.

Nauczyłem się tego, że siła woli to wielkie i niebezpieczne narzędzie. 

W nowym, 2014 roku nadal będę Aspim, ale przede wszystkim zostanę tatą. Będę szczęśliwy. Mojemu alter-ego dam już spokój. Istnieje przecież tak samo długo jak ja... Udawanie, że czegoś nie ma, nie zmieni faktu tego istnienia.

Pozdrawiam Cię ciepło i do następnego spotkania, tutaj, lub w realu!


środa, 18 grudnia 2013

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
Większość lubi pomagać, pod warunkiem, że usłyszy za to brawa. Bez aplauzu nie warto. Nikt nie usłyszy. Nikt nie zobaczy. Czy lubimy pomagać tak naprawdę?
Z pewnością lubimy być doceniani, czuć się lepszymi, rosnąć w oczach ludzi, którzy zobaczą jak rzucamy banknoty na tacę, lub wspieramy akcje charytatywne. Usłyszmy ogłoszenia parafialne, datki na kościół - to czysty biznes. Ksiądz weźmie kasę, za nią wykona usługę promowania nazwiska "darczyńcy" na mszy. Bez reklamy nazwiska? Mało chętnych...

Żyjemy blisko siebie, jednak bardzo daleko. W mediach ciągle słyszymy o tragediach rodzinnych. Sąsiedzi mówią, że nic nie zauważyli, krewni, że się nie spodziewali, opieka społeczna nie zauważyła nic niepokojącego...

Nie bądźmy obojętni!

Może warto czasami zapukać do sąsiada? Odwiedzić krewnych? Pomóc? Wesprzeć jakąś akcje? Nie zamykajmy się na samych siebie...

Czy termin "altruizm" jest mitem?

Czy istnieje czysta bezinteresowność?

Nie wiem... Wiem natomiast, że są jeszcze ludzie, którzy niosą innym pomoc nie oczekując nic w zamian...


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
Parę dni temu dostałem pewną wiadomość. Zaczynała się od słów "Nic tylko się załamać". Przeczytałem ją kilka razy. Odłożyłem telefon. Odpisałem nazajutrz. Swoją wiadomość zacząłem słowami "Nogi nadal masz dwie, ręce też, więc nie jest tak źle". W odpowiedzi przeczytałem, że muszę brać wspaniałe antydepresanty. Hmmm... leków nie zmieniałem, ale rzeczywiście inaczej to wszystko zaczynam widzieć...

Zawsze jest jakiś powód do radości- każde uderzenie serca, oddech, mrugnięcie oka...

Jestem więc szczęśliwy. Według obliczeń taki powinienem być, więc się uśmiecham. Serducho czasami coś jęczy, ale wtedy każę mu spojrzeć na coś, czego nie ma. Patrzy w pustkę zdezorientowane. Mówię, że tutaj mogło być coś bardzo złego, czego brak, też jest powodem do radości. I tak, uczę się cieszyć z tego co mam i z tego czego nie mam...


"Dla cier­piących naj­mniej­sza ra­dość jest wielkim szczęściem."
- Sokrates 


czwartek, 21 listopada 2013

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |

Dzisiaj nadal płoną stosy, chociaż czarownice wyginęły dawno temu. Ustawiamy je tuż poza brami kościoła, bo inaczej nie wypada. Płoną słabsi od nas a my dokładamy drewna, by płomienie za wcześnie nie zgasły.
 
Ile w człowieku jest człowieka? Ile prawdy w prawdzie?
 
Holokaust! Inkwizycja! Krwawe krucjaty! One też miały piękną ideę. Często jednak pod warstwą piękna kryje się szkaradne wnętrze. A my od początku naszego istnienia dajemy się temu zwodzić...
 
Rasizm? Antysemityzm? Święte wojny?
 
Zabiliśmy własnego Boga! Daremne jest szukanie szacunku do życia innych. W imię pokoju toczymy wojny. Dla nauki porzucamy etykę. Izolujemy innych od nas, nazywając ich wariatami. Budujemy pomniki z brązu, podczas gdy w domach z drewna panuje głód.

Nie jesteśmy źli z natury. Bądźmy jednak tacy sami po obu stronach bram Kościoła!

środa, 20 listopada 2013

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |

 
"Celem życia jest rozwój własnej indywidualności. Dać wyraz własnej swej naturze – oto nasze zadanie na ziemi."
 
Wielokrotnie pytano mnie czym dla mnie jest normalność. Napiszę wprost - normalnością jest szaleństwo. "Normy" ustala większość przeciętniaków. Czy to nie jest głupie?! Jeśli od nich odbiegamy, stajemy się szaleńcami, ale zachowujemy własną duszę.  Indywidualizm, jest naszą naturą i jej powinniśmy się trzymać. Szpitale psychiatryczne przepełnione są prawdziwą normalnością. Ludźmi, którzy nie dali się porwać szarej masie pseudonorm. Ludźmi, którzy nie zapomnieli o swoich marzeniach, pomimo swojej dorosłości. Według "kodeksu normalności" wkraczając w dorosłe życie, musimy porzucić marzenia, które nie przynoszą zysku. Żyć jak inni. Tracimy w ten sposób sens naszego istnienia i umieramy jakbyśmy nigdy nie żyli.
 
Świat musi być kolorowy i to my powinniśmy mu nadawać barwy i nie ważne, że "normalna większość" lubi kolor szary. Tęcza malująca się na niebie jedną farbą, straciłaby swój urok.
 
Bądźmy więc szaleni! Porzućmy normy a w końcu staniemy się normalni!

sobota, 16 listopada 2013

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |

"Ludzie znają dziś cenę wszystkiego, nie znając wartości niczego."
- Oscar Wilde "Portret Doriana Graya"

Aż ciężko jest uwierzyć, że Oscar Wilde, napisał te słowa w XIX w. Są tak bardzo aktualne. A może my zwyczajnie, wciąż jesteśmy tacy sami? Niezmienni od tylu lat? Może taka jest natura człowieka?

Coraz więcej ludzi mówi, że "świat schodzi na psy". Oj, chciałbym tego. Psy są wierne i bezinteresowne. Są dobre. Tak, powinniśmy "zejść na psy".

Czy świat się kończy? Patrzę dookoła i widzę ludzi, w których coraz mniej jest człowieczeństwa. Czy kończy się jakaś epoka? Jeśli tak, to zaczyna się, jeśli już się nie zaczęła,  epoka nienawiści, chłodu, wojen, cierpienia, głodu, znieczulicy, ogólnie - beznadziei. Są jednak jeszcze tacy, którzy nie pasują do tej epoki. Tak, są i cierpią...

Nie znamy wartości niczego, jednak znamy cenę wszystkiego. Czy to prawda? Czy tak rzeczywiście jest?

Terencjusz: "Jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce" 
Stachura: "Ludzi coraz więcej, a człowieka coraz mniej" 

Te dwa cytaty, teraz tworzą uderzającą prawdę. Nic co ludzkie nie jest nam obce, ale niestety, w naszej "ludzkości" jest coraz mniej człowieczeństwa...

piątek, 15 listopada 2013

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
Nie dam się porwać depresji. Jest jesień. W naszym klimacie ma prawo tutaj być. Zrzucać liście z drzew. Lać deszczem. Wiać wiatrem prosto w twarz. Nie ma jednak prawa dyktowania tego, jak powinienem się czuć. Snuję, więc nowy plan. Spiskuję z przyjaciółką nadzieją, jak ją wygonić z mojego życia na stałe.


Depresja jest strasznym zaburzeniem. Zdajesz sobie sprawę z tego, że masz się z czego cieszyć, jednak jesteś smutny. Płaczesz bez powodu. W skrajnych przypadkach myślisz o samobójstwie. Jak pomóc osobie dotkniętej depresją? Broń Boże nie mów, by wzięła się garść. Nie rób wyrzutów. Nie krytykuj i nie krzycz. To może ją tylko pogłębić. Po prostu bądź. Uśmiechaj się i przytulaj. Zrób dla niej coś przyjemnego. I najważniejsze - zaprowadź do specjalisty. Depresję leczy się nie tylko lekami, skuteczna może okazać się psychoterapia.

Tak, jesień... Z jednej strony ją lubię. Nie jest euforyczna. Jest melancholijna i ze wszystkich pór roku, chyba najbardziej przewidywalna.

Spiskuję przeciwko depresji. Póki co nazywam ją chandrą i sam siebie upewniam, że jutro będzie lepiej. Bo będzie, tak mówi mi nadzieja a ona czasami jednak miewa rację ;)

wtorek, 12 listopada 2013

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
Dostałem prośbę o opisanie mojego planu dnia. Nie jest to trudne, ponieważ każdy wygląda niemal tak samo. Jako Aspie, cieszę się z tego. Mogę funkcjonować w miarę dobrze, dzięki powtarzanym schematom. Kiedyś już o tym pisałem, przepraszam jeśli się powtarzam. Jak wygląda mój plan dnia? Otóż jest on dyktowany przez moje zaburzenia autystyczne...
Wstaję rano. Jak zwykle zbyt późno. W biegu biorę prysznic, wcześniej jednak zapalam papierosa. Ubieram się w coś, czego nie muszę prasować, nie mam czasu na prasowanie. Jestem już spóźniony. W drodze do pracy modlę się. Dziękuję, za wszystko co mam, a mam bardzo dużo. Dociera do mnie, że mam wspaniałe życie i nie proszę o nic, poza zdrowiem dla mojej żony i dziecka, które w sobie nosi. Wrzucam niedopałek do kosza i po kilku minutach jestem w pracy, jednej albo drugiej. Mam dwa miejsca pracy. Włączam laptopa, którego zabieram ze sobą. Otwieram wszystkie drzwi i okiennice. Nastawiam czajnik z wodą i robię sobie kawę. Sprzątam lokal, włączam drukarkę i drukuję ofertę bukmachera. Wywieszam ją. Gdy kończę, kawa ma idealną temperaturę. Wypijam ją, spalając do niej dwie fajki. Leję piwo. Rozmawiam z klientami. Tak, rozmawiam. Wcześniej tego nie robiłem. Odpowiadałem tylko "tak" "nie" proszę" "dziękuję" "przepraszam, jestem zajęty". Praca, to ona otworzyła mnie na ludzi, chociaż dalej nikomu nie patrzę w oczy. Sprzątam. Wkładam naczynia do zmywarki itp. Przyjmuje zakłady. Wpisuję numerki w system. Drukuję je. Wydaję resztę, po czym wracam do obowiązków barmana. Pracę kończę o 19. Jem obiad. Włączam film. Rozmawiam z żoną. Z internetu rzadko korzystam w domu. Biorę do rąk książkę. Czytam tylko kilka stron, ponieważ mam słaby wzrok. Obiecuję sobie, że pójdę do okulisty, jednak tego nie robię od dwóch lat. Biorę leki. Prysznic. Jeśli się uda, idę spać. Rzadko mi się to zdarza. Przeważnie padam nagle. Dzisiaj obudziłem się w pozycji siedzącej z laptopem na kolanach. Zapalam papierosa. Biorę prysznic... i tak codziennie. Dziękuję w modlitwie, ale nadal o nic dla siebie nie proszę, bo uświadamiam sobie jak wiele mam. Idę do pracy...

Mój tryb życia może wydać się nudny, być może nawet żałosny, ale ja jestem szczęśliwy, a chyba o to w tym wszystkim chodzi?


czwartek, 7 listopada 2013

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
Zerwałem z chorobą, ale czy choroba zerwała ze mną? W pewnym sensie jesteśmy ze sobą związani. Udawanie, że jej nie ma, gdy rzeczywiście jest, nie ma chyba sensu. Poświęciłem, więc dzisiaj trochę czasu na przemyślenia. Doszedłem do wniosku, że jedynym sposobem, by móc z nią żyć, jest pokochanie jej. Wiem, brzmi absurdalnie, ale ma sens. Gdy polubimy wroga, przestaje być naszym wrogiem. Udawałem, że jej nie ma. Wszystkie jej objawy składowałem w swojej podświadomości, głęboko w sobie. W końcu podświadomość powiedziała NIE i wczoraj poczułem się gorzej. Muszę pozwolić sobie na swoje dziwactwa, nie mogę jednak pozwolić im przejąć kontroli nad moim życiem. Jestem inny, taka jest prawda. Wyrzekłem się siebie, by być jak większość. Kto ukrywa własne szaleństwo umiera za życia! A ja chcę żyć. Dalej się śmieję, nadal jestem silny, tylko teraz lżej mi to przychodzi. Zacząłem pisać do siebie listy. Opowiadam sobie co mnie boli, co sprawia smutek, a co cieszy. Wyżalę się tak na papierze, przeczytam, znajdę rozwiązanie problemu i sam siebie pocieszę :) Jest dobrze :)

poniedziałek, 4 listopada 2013

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
"[...] Dlatego miej się na baczności. Jeżeli jesteś za słaby, by znieść cierpienie, lub po prostu go nie zrozumiesz, skończysz jak ja kiedyś – piętnastoletnie dziecko oszukane przez życie. Chociaż nigdy tak naprawdę nie byłem nastolatkiem, teraz cieszę się, gdy mogę rozmawiać z młodzieżą i przez chwilę poczuć się, jakbym był w ich wieku... Moje życie potoczyło się jednak w dobrym kierunku. Mam ogromną siłę, a gdy ją tracę, powtarzam sobie: „Cały tydzień będzie wtorkiem” i kolejny raz wstaję do pracy, wypełniam obowiązki... Mimo że nadal jestem ciężko chory, nauczyłem się tłumić ból w sobie, tak by nie odbijał się na najbliższych. Może kiedyś wynajdą lekarstwo na tę podłą przypadłość, ale
słowo „może” to za mało, by bezczynnie czekać na zbawienną tabletkę czy operację...
Gdyby nie moja choroba, mógłbym być kimś innym – mordercą, ćpunem czy złodziejem. A cierpienie uszlachetnia, więc umrę niczym diament."
Krystian Głuszko "Spektrum"

piątek, 18 października 2013

Posted by Unknown |


Muszę być silny, więc taki jestem. Opanowany i uśmiechnięty, chociaż coś czasami zżera mnie od środka. Nie zasypiam, gdzieś nad ranem przez moje ciało przechodzą dreszcze, i budzę się w takiej pozycji w jakiej je poczułem. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Wstaję z łóżka i szybko zbieram się do pracy. Wracam późno. Oglądam z żoną jakiś film. Rozmawiamy i po czasie Ewa mówi, że idzie spać, a ja walczę ze swoimi demonami, by znowu przeszły mnie dreszcze i zaczął dzień tak jak poprzedni. Staram się czasami jakoś odmienić dzień, by nie był taki jak poprzedni. Ja jako aspergerowiec, lubię rutynę, żona nie.
Nie okaleczam się od chwili, gdy zobaczyłem dwie kreski na teście ciążowym. To jest dla mnie wielki sukces i najdłuższa przerwa w życiu z nałogiem. "Przerwa" to złe określenie, ponieważ z nim wygrałem. Chciałbym jakoś pozbyć się starych blizn. Myślę o tatuażu, ale jeszcze mam na to czas, nim dziecko będzie mogło zapytać - tato, skąd masz te blizny?
Zmieniłem się i ta zmiana jest moim wielkim sukcesem. Muszę być oparciem dla żony, a wkrótce też dla dziecka.
Człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, jak dużo ma w sobie siły, dopóki nie będzie jej potrzebował.
Nie myślę o sobie, i to trochę źle. Chyba. Podświadomość wszystko zbiera i może w końcu zareagować. Słucham, więc muzyki i czytam książki. Póki co, tyle musi jej wystarczyć, by nie miała ochoty zaszaleć moim kosztem. Myślę jak zadbać o moją psychikę, tak by nadal była ze stali, a moje demony nie miały szans wygrać ze mną walki.
Wygadałem się tutaj, na blogu, Tobie. Poczułem się z tym lepiej. Dziękuję.
Jeszcze nie wiem jaki będę za pięć miesięcy, ale jestem przekonany, że będę kochał jeszcze bardziej, i że jeszcze bardziej ta miłość będzie potrzebna.
Mam dla kogo walczyć, więc walczę. Dla żony, dzidziusia, i tych co się o mnie martwią.
Nowy lokal już ogarnięty. Póki co nie mam za wielu klientów. Nim punkt zacznie być rentowny mija przeważnie miesiąc lub dwa. Cierpliwie, więc myślę o reklamie i pracuję dłużej.
Będzie dobrze, jest dobrze, musi być!

czwartek, 10 października 2013

Posted by Unknown |

Kolejny biznes... Może teraz wypali. Nie, wypali na pewno! Pozytywne myślenie przyciąga pozytywne zakończenia. Gdzieś czytałem, że jeśli podchodzi się optymistycznie do choroby, to wytwarza się w organizmie więcej przeciwciał, czy coś temu podobnego. O tym jak potężną moc ma psychika, przekonałem się wiele razy. Kiedyś mój tato upił kolegę tymbarkiem, gdy ten myślał, że pije alkohol. Mój dziadek miał astmę, którą wyleczył psycholog. W szpitalu poznałem człowieka, co miał czkawkę na tle psychicznym, młodą dziewczynę, która była na wózku inwalidzkim, a władzę w nogach odzyskała po przyjęciu leków psychotropowych. Tak, psychika ma ogromną władzę. Wierzę, że wszystko będzie dobrze i jestem pewien, że tak będzie, w końcu kiedyś musi.
Moja żona jest już w czwartym miesiącu! Jestem szczęśliwym, przyszłym tatą :)
Pracuję teraz w nowym lokalu i będę pracował kilka godzin więcej niż do tej pory. Wiesz jak jest w naszym kraju... Trzeba szanować niemal każdą pracę jaką się ma. Ja swoją szanuję i tak się do niej nastawiam, że ją uwielbiam :) Na razie lokal jeszcze w rozsypce, ale już ruszył. Za pół godziny kończę zmianę. Zjem z żoną późny obiad i obejrzymy jakiś film. Dzień zaliczam do udanych :)

czwartek, 3 października 2013

Posted by Unknown |

Nadzieja jest zawsze. Przecież nie może być wiecznie źle. Bywa, więc raz lepiej, raz gorzej. Tak jak powinno być. Musi być jakaś równowaga. Gdyby nie zło, nie wiedzielibyśmy czym jest dobro. Gdyby nie bieda, obce byłoby bogactwo. Jeśli coś staje się codziennością, niezmienną i trwającą zawsze, przestaje mieć jakąkolwiek wartość. Czuję się źle, ale wczoraj było dobrze. Doceniam "wczoraj" a teraz walczę o "dzisiaj", trzymając w dłoniach nadzieję na lepsze "jutro".
Mam wielkie szczęście. Mam bardzo dużo, choć nie na wszystko zasługuję. Pozostaje mi walka, by tego nie stracić i siła, by doceniać codziennie.
Wczoraj szykowaliśmy do otwarcia nowy lokal. Dźwięk metalu zadał mi ogromny ból fizyczny. Bardzo bolało. Wyszedłem na papierosa. Bolało jeszcze godzinę. Moje oczy zrobiły się wilgotne. Przez chwilę użalałem się nad swoim losem. Ból miną a ja poszedłem dalej, uśmiechając się sam do siebie. Krystian! Ból mija. Dźwięk metalu można stłumić słuchawkami, a nawet jeśli będzie to niemożliwe to poboli poboli i przestanie, a ty pokonałeś schodek, który jest w lokalu. Tak, zrobiłeś krok. Masz dwie nogi i ręce też dwie. Czy to nie jest piękne? Czy to nie jest powodem do radości?!

niedziela, 22 września 2013

Posted by Unknown |


Jakiś czas temu przyjaciel zapytał się mnie czego boję się najbardziej. Bałem się wtedy wielu rzeczy. Kilka dni temu wszystko się zmieniło i boję się mniej...

" 1. Boję się, że za parę lat będę jak Zając. Nie chodzi mi o zwierzaka, ale znajomego o takim nazwisku, który tak jak ma "żółte papiery" i jest... hmmm... taki, jakim ja boję się stać. Nie widzę go już ze dwa lata, najprawdopodobniej jest zamknięty w jakimś psychiatryku.
2. Boję się tego, że nigdy nie będę taki, jakim chcę być. Czyli zupełnie inny od tego jaki jestem teraz.
3. Boję się, że któregoś dnia stracę wszystko to, co mam, a mam bardzo dużo.
4. Boję się tego, że w końcu przestanę odróżniać halucynację od jawy. Tego, że dostanę ataku "tańca brejka" (epilepsji), lub kolejnej amnezji w złym momencie.
Najbardziej boję się jednak tego, że to, co o sobie myślę jest prawdą, a mój umysł wcale tego nie wyolbrzymia..."

Już się nie boję, za to więcej rzeczy jestem pewien. Lęk mnie zmotywował. Sprawił, że z każdym mijającym dniem staję się silniejszy.

1. Nie będę jak Zając - będę dbał o leczenie.
2. Będę taki jakim chcę być - będę ciągle nad sobą pracował.
3. Nie stracę wszystkiego - będę pielęgnował to, co mam.
4. Nie pozwolę sobie popaść do reszty w szaleństwo - będę na siebie uważał.

Lęk zmotywował mnie do działania i pracy nad sobą. Mam dla kogo żyć i dla nich będę się starał ciągle zmieniać na lepsze.

niedziela, 15 września 2013

Posted by Unknown |

Jestem pewny pewnej niepewności. Płaczę śmiechem i myślę bezmyślnie. Tej schizofrenicznej nocy mam nadzieję, że nadzieja nie jest beznadziejna i warto było zamienić na nią swoją "skorupę".
Boję się wielu rzeczy, ale nie boję się bać, a to znacznie zmniejsza lęk i pomaga go opanować. Jestem Krysiek, Krysio, Krysti, Kryspi, Krystek. Jestem każdym, kim mogę być. Jestem sobą.

Dzisiaj rozpłakałem się na filmie. Pomyślałem - "Cholera, człowieku! Jakiś ty słaby!". Otarłem jednak łzy i uśmiechnąłem się do siebie. Krystian! To coś wspaniaiłego! Czułeś uczuciem a nie logiką! Zamiast oceniać grę aktorów i wyłapywać ich wpadki, zwyczajnie wtopiłem się w historię na ekranie. Być może pomyślisz, że to głupie, ale dla mnie, osoby z Zespołem Aspergera to coś wielkiego.

Czasami w słabościach ukryta jest siła.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Posted by Unknown |

Od dwóch miesięcy oglądam wschody słońca... Nie jest to już przyjemne. Chcę przespać chociaż jedną noc i śnić o czymś dobrym... Jestem szczęśliwy. Pomimo głazów, o które często się potykam, wiem, że życie jest piękne i cieszę się nim. Dlaczego nie mogę spać? Którejś nocy pisałem na czacie z psychologiem. Tłumaczył mi czym jest podświadomość. Za dużo nie zrozumiałem, literki na monitorze stawały się wielkie, by po chwili stać się niewidoczne. Mój umysł szaleje. Psycholog porównał moją podświadomość do szkatułki, do której wrzucam coś o czym na siłę staram się zapomnieć. Szkatułka stała się niebezpieczna i może eksplodować. Co zrobić z demonami przeszłości? Co zrobić z etykietkami? Psycholodzy zabraniają mi zapominać o tym, że jestem chory. Według nich taki jestem i muszę to zaakceptować. Ja uważam, że nie jestem chory. Taka jest moja "uroda". Mam urodę autystyczną, schizoafektywną, depresyjną, maniakalną i schizofreniczną. Mam urodę epileptyczną oraz amnestyczną, czasami jest gniewna, innym razem budująca. Taka jest moja uroda! Często nakładam na nią make-up, tak by ją ukryć, zakrywam twarz, zakładam kominiarkę, ale taki jestem, taka jest Ona. Modlę się teraz tylko o to, by moje dziecko odziedziczyło urodę po mojej żonie. Będzie piękne i zdrowe. Tak, takie będzie, a ja "brzydal" będę dobrym ojcem. Zapomnę o przeszłości, która mnie nęka, dam kilka nowych, kolejnych szans, uwierzę, przekonam się i dalej będę szczęśliwy. Chociaż niejeden powie, że mam niewiele, ja wiem, że mam już bardzo dużo i nie mogę pozwolić na to, bym przez nieuwagę, bądź zamieszanie coś zgubił, coś zepsuł.. Zamknę oczy po raz setny tej nocy, może uda mi się przespać wschód słońca...

czwartek, 8 sierpnia 2013

Posted by Unknown |


Już wiem, że urodziłem się po to, by móc go kochać. Małe ziarenko pod sercem mojej żony nie zdradza jeszcze swojej płci. Nie zżera mnie ciekawość - chłopiec czy dziewczynka, po prostu jestem szczęśliwy. O tym, że będziemy rodzicami dowiedzieliśmy się z Ewą w trzecią rocznicę naszego ślubu. To był długo wyczekiwany dzień... Zasadzić drzewo i zbudować dom? Zacznę od stworzenia domu, budowa jest zbyt łatwa. Uczucia tworzą piękne domy wszędzie tam, gdzie się pojawiają, bez nich budynek pozostanie jedynie - budynkiem...

wtorek, 23 lipca 2013

Posted by Unknown |

Co mam wspólnego z Wojaczkiem i Leninem? Co łączy mnie z Sokratesem i Einsteinem?
Obejrzyjcie koniecznie. W tle muzyka genialnej - Vanessy Mae.


poniedziałek, 8 lipca 2013

Posted by Unknown |

Nie pójdę na piwo z wokalistą Nirvany. Nie przyjęli mnie do klubu 27... Za kilka dni kończę dwadzieścia osiem lat. Wiek jest bez znaczenia dopóki nie utrudnia życia. Mój nie utrudnia, nie jest więc zły.
Czuję się jak starzec, chociaż moja twarz nie zdradza wieku ducha.
Co tu po mnie? Zamiast męczyć się tutaj, wolałbym pić piwo z Kurtem Cobainem. Dogadalibyśmy się, jesteśmy jeszcze rówieśnikami. Nie przyjęto mnie jednak do klubu. Przyjdzie mi posiadać te dwadzieścia osiem lat.
Co dalej? Muszę zrobić biznesplan na życie. Nie mogę pozwolić, by nadal wszystko toczyło się samo, to nie jest bezpieczne...

"A ten krótki postój, który na­zywa­my życiem i którym tak się strasznie mar­twi­my, to nic in­ne­go jak tyl­ko niewiel­ka weeken­do­wa od­siad­ka w pud­le w porówna­niu z tym, co przyj­dzie wraz ze śmiercią. " K. Cobain

sobota, 29 czerwca 2013

Posted by Unknown |
Staram się nie dzielić z Wami w tym miejscu recenzjami mojej książki, ale ta uderzyła we mnie z wielką siłą. Zrecenzowana jest moja dusza, nie tylko książka...


"spotykam się ze sobą, by Cię przestrzec (…)

„Spektrum” skutkuje emocjonalnie skrajnym szaleństwem. Wściekłość, przygnębienie, absolutny spadek radości- Głuszko podzielił mnie na części i wchłonął w swoje podepresyjne zwierzenia. Trzymał i podtrzymywał siły życia. Zmusił do patrzenia w puste oczy wariatów w miejscu bez zasięgu szczęścia.  

Byłam i wciąż jestem zła na autora za samotność i smutek. Za godziny rzucające na kolana, minuty wbijające nóż w plecy i tysiące rozczarowań. 

Za nadmiar refleksji.   

Książka jest wyrzuceniem gromadzonych porcji bólu po przerażających przeżyciach w szpitalach psychiatrycznych. Głuszko opisuje termoterapię i życie w horrorze. Uzależnienie od narkozy, insulinowe śpiączki, zatrute konwulsje, lobotomie... i inne przyjemności.   

O młodym człowieku, któremu w dniu osiemnastych urodzin zaserwowano 400V elektrowstrząsów w skronie, a do pokoju przydzielono lokatorów w postaci Jezusa, uciekającego schizofrenika i Neo z Matrixa.   

Jedynym optymistycznym akcentem lektury jest uczucie. Mimo skradzionego przez chorobę sporego kawałka życia człowiek potrafi być silny w miłości na tyle, by stać się lepszym.   

Freyowski ‘Milion małych kawałków’ w polskim wydaniu.   

Przeczytałam depresję z upośledzoną epilepsyjnie codziennością i atakami amnezji w bonusie. Spędziłam dwie godziny w diagnostycznym spektrum autyzmu. Dłużej nie dałabym rady.  


Patrycja Sikora "

http://opetaniczytaniem.pl/recenzje/spektrum-krystian-gluszko-dobra-literatura-2012.html

piątek, 21 czerwca 2013

Posted by Unknown |
Bo kim jest człowiek co nie ma w sobie wiary?
- Jabłoń co rodzi kamienie nawet późną jesienią...?

Dobrze jest w coś wierzysz. Jeśli Twoja wiara nie jest zła i daje Ci nadzieję nie przestawaj wierzyć... Nie ważne kim, lub czym jest Twój Bóg, jeśli jest dobry to dobrze, że w niego wierzysz...
W świecie, w którym przyszło nam trwać brakuje nadziei... Coraz mniej jest również dobra... Wojny prowadzą ludzie z Nagrodami Nobla w dziedzinie pokoju, niesprawiedliwość dotyka sprawiedliwych, ból nieszczęśliwych, nieszczęście niewinnych... Z kolei ci, co mają z górki, których omija większość zła, gubią się sami rujnując swój świat...
Nie rozumiem tego świata, ale mimo wszystko, mimo całej tej beznadziei oblepiającej coraz więcej elementów naszego świata, ja ciągle wierzę, że to się zmieni... Bardziej niż w Boga wierzę w ludzi i to często mnie gubi... 
Co nam pozostało poza wiarą i nadzieją? Bez nich stracilibyśmy duszę już tutaj - na ziemi, jeśli rzeczywiście ją posiadamy...

sobota, 8 czerwca 2013

Posted by Unknown |


Zapowiada się piękny dzień. Wreszcie zaświeciło słońce, jest weekend... Piję kawę i gapię się od godziny przez okno. Uśmiecham się. Jest dobrze. Pójdę na zastrzyk i do pracy. Dzisiaj dźwięki zadają mi większy ból niż zwykle, więc posłucham rady lekarza i założę słuchawki.
Jest słonecznie i ciepło. Dzisiaj nie trzeba mi więcej.
Po wczorajszej rozmowie z psychologiem utwierdziłem się w przekonaniu, że są rzeczy, których nauka i (lub) kościół nie są w stanie wyjaśnić, że ich nie dotyczą. Teraz mi z tym lepiej. Nie muszę już szukać odpowiedzi.
Przestałem mieć nadzieję na lepsze jutro i zacząłem mieć plany na lepsze dziś. To już coś pozytywnego :)
Spójrz za okno. Jeśli zamiast słońca widzisz deszcz to przyjrzyj mu się lepiej i zauważ jakie ma piękne krople. W każdej rzeczy można znaleźć coś pozytywnego, bo nic nie jest tak do końca złe :)


Nadzieja matką głupich

podpowiada mi sumienie

ale ja jestem jej synem,

co w poplątanym życiu błądzi

karmiony jej złudną wiarą.

Jak niewidomy malarz,

tworzę obraz własnego życia,

nie dostrzegając jego barw,

dopuszczam się grzechu próżności.

Jutro będzie lepiej –

pociesza mnie uśmiechnięta.

Jej pozytywna energia

dodaje mi siły,

bym mógł dożyć jutra.

Krystian 15 lat

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Posted by Unknown |


- Co słychać?
Spojrzałem z uśmiechem i po chwili wahania odpowiedziałem najkrócej jak się dało
- W porządku, a u Ciebie?
Co u mnie słychać? Codzienność wtopiła się w rutynę, której kiedyś tak bardzo pragnąłem. Wstaję rano do pracy. Witam dzień wiązanką wulgaryzmów, bólem głowy lub jednym i drugim. Piję kawę, zbieram się i pokonuję krótką drogę do pracy. Loguję się do systemu, drukuję ofertę, później ją wywieszam a w między czasie piję kolejną kawę. Powtarzam inne czynności przygotowujące lokal do otwarcia i tak od poniedziałku do niedzieli. Jakiś czas temu byłem w kinie i na koncercie. Co więcej? Zapomniałem o dzisiejszej wizycie u psychologa. Zadzwoniłem, przeprosiłem i umówiłem się na następną.

- Cześć, koniec pracy?
Wyglądam za drzwi by zobaczyć czy zbliża się zmiana. Nie spieszę się. Wszystko mi jedno gdzie jestem. Wszędzie jest tak samo.
- Tak, zaraz wychodzę.
Wracam za bar zrobić zapomniany raport.
- Jakie plany na wieczór?
- To co zawsze...
- Czyli?
Patrzy mi w oczy. Nienawidzę gdy ktoś tak robi. Sam nigdy tego nie robię. Wydaje mi się to zbyt odważne a nawet w pewien sposób intymne. Jakie ja mogę mieć plany na wieczór? Gdyby nie ten deszcz, poszedłbym z żoną na spacer...

- Kiedy masz urlop?
- Nie rozumiem pytania.
Próbuję obrócić rozmowę w żart.
- No wiesz, coś takiego jak weekend tylko dłuższe.
- Ale ja w weekendy pracuję tak samo jak w poniedziałki. Masz na myśli święta? 
Mój rozmówca zaczyna się denerwować, ale mnie to bawi.
- Wiesz, ja nie lubię świąt. Urlopów też nie. Dobrze jest jak jest.

Tak pomyślałem, że warto zaplanować coś innego? Dzień nie przypominający "wczoraj" ani "przedwczoraj". Doktorka doradziła mi, że jak wszyscy z Zespołem Aspergera potrzebuję rutyny. Problem tkwi w tym, że ta rutyna zabija smak życia... Spróbuję inaczej. Wbrew etykietce i zaleceniom, które przypominają duchową eutanazję. Słuchać lekarzy? Tak, ale z umiarem. Oni nie zawsze mają rację. Nikt za nas życia nie przeżyje, więc popełniajmy błędy i uczmy się na nich. Chyba na tym to wszystko polega? 

środa, 29 maja 2013

Posted by Unknown |
Widzę świat w odcieniach szarości. W nadnaturalnych, ostrych barwach. Patrzę na ludzi z ciekawością, lecz nigdy im w oczy. Słucham muzyki dla złagodzenia bólu, nie dla przyjemności. Biorę tabletki, by czuć się mniej źle a nie po to by było dobrze. Jestem ograniczony i wolny jednocześnie. Zakochany i nienawidzący zarazem. Bezsilny i pełen nadziei. Jestem Krystian i mam kilka lat za mało by powiedzieć, że zobaczyłem wiele, choć zobaczyłem już dużo. Mam chwilę dla siebie i ciągle brakuje mi czasu. Chodzę do lekarza i nie myślę o sobie. Staram się pomóc, choć mi nikt nie pomoże. Wspierać i kochać mimo, że wygląda to inaczej. Prawić komplementy krzykiem. Złościć się po cichu. Cierpieć i cieszyć się z tego, że cierpię tak mało. Nie jestem chory, mój mózg ma inna urodę. Jestem zaburzony i nadnaturalnie normalny. Płaczę bez powodu i śmieję się przez łzy. Wierzę i wątpię. Modlę się o łaskę dla bliskich lecz wstydzę się dla siebie. Mam bardzo dużo i boję się, że to stracę. Nie robię jednak za wiele by to zatrzymać. Staram się, choć mi to nie wychodzi. Lubię dzisiaj, jutro ignoruję. Jestem zły i spokojny. Nienawidzę siebie za ból, który zadaję. Biorę leki. Zmieniam je często. Zadaję mniej bólu. Leki trafione. Krzyczę mniej i mniej się smucę. Płaczę do środka i ciągle udaję. Mam na imię Krystian i zawsze mam nadzieję.
Posted by Unknown |

Pojawiają się nagle. Trwają krótko lub latami. Próbowałem dzisiaj cofnąć się myślami do znajomości, na których kiedyś bardzo mi zależało. Przyjaźnie urywały jakieś wydarzenia lub zwyczajnie czas. Wiele razy zostałem zraniony. Nie żałuję żadnej. Złe dały mi szkołę, a dobre piękne wspomnienia. 
Ostatnio myślałem o znajomościach internetowych. Wspieramy siebie na wzajem. Poświęcamy czas i darzymy sympatią. Wszyscy pragniemy bliskości, wysłuchania i pocieszenia. Przykre jest to, że nie potrafimy odnaleźć tego w świecie realnym. Internet stał się niebezpiecznym narzędziem, ale dzięki niemu wielokrotnie ktoś bardzo realny w swojej wirtualności podawał mi rękę i stawiał do pionu podczas, gdy obok nie było nikogo.
Myślałem o zlikwidowaniu bloga, oraz kont na portalach społecznościowych, lecz doszło do mnie, że potrzebuję Was, że staliście się dla mnie ważni. Większości pewnie nigdy nie spotkam na ulicy. Nie porozmawiam twarzą w twarz, ale wierzę w prawdziwość przyjaźni internetowych!
Posted by Unknown |

"Nie ma nadziei na przyszłość - oświadczył Śmierć.
- Więc co nas tam czeka?
Ja
- Ale poza tobą? - Śmierć spojrzał na niego ze zdziwieniem.
Słucham?
Sztorm nad nimi osiągnął szczyt. Jakaś mewa przeleciała obok nich, tyłem.
- Chciałem powiedzieć - wyjaśnił z goryczą Ipslore - że na tym świecie jest chyba coś, dlaczego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę.
KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE."
Terry Pratchett 

Mówią mi - weź się w garść. Łatwo powiedzieć. Niezrozumienie. Krytyka. Codzienność. Dzisiaj pomyślałem - spełnię ich życzenia. Będę się odzywał. Uśmiechał, chociaż uśmiech boli. Przebywał w hałasie. Będę robił to, czego ode mnie oczekują. Kłamał i udawał. Będzie im lżej a mi może uda się oszukać psychikę? Spełnię ich oczekiwania. Wezmę się w garść!



W poniedziałek będziemy mieli rudego kotka. Ponoć wszystkie koty mają Aspergera. Będzie nas dwóch w domu. Nie porozmawiam z nim, ale będę do niego mówił. Nie odpowie na pytania, ale wysłucha. Tak, koty są miłe :)

Posted by Unknown |


Rutyna. Jej mam się trzymać. Taka jest rada lekarza. Szaleństwem jest zrezygnowanie z porannej kawy, zaburzenie planu dnia. Jestem nudziarzem. Nie staram się już mówić na siłę. I tak większość, jak nie wszyscy mnie nie polubią. Wtopiłem się w społeczeństwo i zapomniałem o sobie. O tym kim i jaki naprawdę jestem. Tak szczerze, chciałem zapomnieć.

Niezrozumienie. Każdy zaburzony jest nim zamrożony. Choroba psychiczna, zaburzenia autystyczne to nie ból serca, to nie zła praca nerek. Nie ma szans na zrozumienie. Nie ma szans na litość.

Internet. Źródło rozrywki, informacji, pracy. Jest jeszcze jeden plus sieci. Najważniejszy. Najczęściej pożądany. Fora internetowe, pewne grupy, czaty - te plusy pomagają wielu lepiej żyć. Wymiana doświadczeń i wsparcie ludzi z podobnymi problemami jest niezastąpione, zwłaszcza jeśli mieszka się w małym mieście, tak jak ja i szanse na rozmowę twarzą w twarz z innym Aspim jest niemal niemożliwe.

Wszystko jest dobre, jeśli istnieje umiar. Życie w cyberprzestrzeni potrafi być balsamem dla duszy, gdy świat realny zadaje za dużo bólu. Jednak jeśli staje się jedynym światem, to coś jest już nie tak.

Mam okresy w życiu, gdy cyberprzestrzeń staje się moim "ważniejszym" światem. Atak autystycznej izolacji? Zwyczajna ucieczka? Wołanie o pomoc? Nie ważny jest powód, gdy traci się coś bardzo ważnego - ludzi obok nas. Samotność? Lepiej poszukać kogoś, kto będzie mógł nas przytulić...

Internet nie jest zły. Ma ogrom plusów. Uczę się z niego korzystać tak by pomógł nie plącząc mnie jednocześnie w swoją sieć.

Muszę zmienić swoją rutynę i nauczyć się rozmawiać z otoczeniem z taką łatwością i przyjemnością jak rozmawiam z Wami. Wiem, że będzie to trudne i pewien jestem, że niejednokrotnie będę mógł odnaleźć zrozumienie i wsparcie tylko od Was - zaburzonych tak jak ja.

Spróbuję. Postaram się. Myślę, że warto spróbować odnaleźć swoje prawdziwe "ja" i spotkać ludzi, którzy je polubią i być może chociaż trochę zrozumieją.
Posted by Unknown |

Są chwile, gdy jesteśmy bezradni. Nic nie zależy od nas. Moja babcia mówi, by oddać problem Jezusowi i mieć nadzieję. Lekarz, by założyć okulary przeciwsłoneczne i się przytulać. Bliscy rozkładają ręce. Otoczenie każe się uśmiechać i wziąć w garść. Słucham tych wszystkich rad. Modlę się. Mam nadzieję. Uśmiecham i staram się nie okazywać swojego stanu. Na nic zdają się ich słowa. Jestem bezradny. Leki nie istnieją. Nie takie, które mogłyby pomóc. Bóg tylko słucha. Nadzieja umiera przedostatnia a uśmiech boli. Rozglądam się by znaleźć rozwiązanie i zatrzymuję wzrok na jednym punkcie ściany. Patrzę godzinami...

Osoby zaburzone tracą nadzieję, gdyż Ona jest zaburzona tak jak oni. Gdy jest źle, nie da się im wbić do głowy możliwości, że sytuacja się zmieni. Moja żona mówi - przecież nie może zawsze być źle. Ma rację. Wiem to, ale nie wierzę. Gdybyśmy mieli pewność, wierzyli, albo chociaż przyjmowali taką ewentualność o ile łatwiej byłoby znieść cierpienie.

Jestem w izolacji autystycznej. Wydaję się obojętny. Tak mnie spostrzegają. Staram się odzywać, być aktywnym a nawet śmiać. Nie wyobrażają sobie jak wielki to wysiłek...

Parę dni temu w rozmowie z starszym ode mnie kolegą, ujawniła się przykra myśl. My Polacy lubimy narzekać. Jacek podał przykład jak witają się w innych krajach:
- Hello, how are you?
- I`m fine, thanks
U nas rozmowa zaczyna się inaczej:
- Cześć, co u ciebie? Ja ledwo żyję...
- Weź nie pytaj, masakra. Chodzę od lekarza do lekarza. Rodzina daje mi popalić a do tego szef się na mnie uwziął. A jak tam twoje wyniki?

Jestem Polakiem, ale dzisiaj powiem I`M FINE i postaram się ułożyć swoje myśli tak, by było to szczere! Jak to zrobię? Nie wiem... Ale ponoć nie ma rzeczy niemożliwych, przeszkód nie do pokonania, są jedynie ludzie, których łatwo pokonać a ja przecież do nich nie należę :)

Posted by Unknown |

"Gdy brakuje mi sił do dalszej walki, mam trzy opcje. Dać upust myślom samobójczym. Wziąć tabletkę i przyćpany nie myśleć o niczym złym, lub by zapomnieć o świecie, bólu i problemach - po prostu włączyć film lub przeczytać książkę. Przez wiele lat uczyłem się jak być szaleńcem by nie zwariować i przy tym wszystkim wydawać się normalnym. Ucieczka? Tak, uciekam. Nie uważam się za tchórza. Moja ucieczka trwa kilka rozdziałów książki lub jakieś dziewięćdziesiąt minut filmu. Zawsze wracam. Spokojniejszy. Silniejszy i wypoczęty…"

Uciekam, ale nie daleko. Dobry film, ciekawa książka, to inne światy, ciekawsze wymiary, w które się przenoszę, gdy jest mi źle.

Uciekam, by oszukać rzeczywistość na kilka rozdziałów czy te półtora godziny filmu... Taka ucieczka nie jest zła, nie uzależnia a daje chwilowe ukojenie. Dla mnie najmniejsza chwila zapomnienia jest na wagę złota. Lubię też muzykę. Nie zawsze jednak mogę jej słuchać. Czasami zmysły się mieszają i zadaje mi ona ból.

Uciekam również pisząc. Największym dystansem przebytym do ukojenia bólu była moja książka "Spektrum".

Chciałbym by jakieś leki w końcu wyrwały mnie ze szponów choroby i aby czytanie, filmy i muzyka stały się dla mnie jedynie relaksem. Póki co na recepcie, którą sam wypisałem mam je napisane dużą czcionką
Posted by Unknown |

Jest grubo po północy. Boję się ruszyć by nie zbudzić rudego kotka, który śpi mi na kolanach. Byłem dzisiaj z żoną w parku na koncertach. Z ostatniego zrezygnowaliśmy. "Artyści" nie poszanowali publiczności, więc nie zostaliśmy. Pogoda chyba też się zezłościła, ponieważ zaczął padać deszcz. Nie chce mi się spać. Błądzę wspomnieniami tam gdzie zajrzeć powinienem i tam, gdzie nie wolno.
Wspominam ludzi, których spotkałem na swojej drodze. Dziwne, że nawet ci, co doprowadzali mnie do szewskiej pasji budzą dzisiaj pozytywne emocje i na myśl o nich na język nie przychodzą mi już żadne wulgaryzmy. Wiem, że nikogo nie spotkałem bez powodu.
Wspominam szkołę i zauważam, że niemal całkowicie wyparłem ją z pamięci. Wizyty w szpitalach, o których myśl budzi coraz mniejsze emocje. Moje małe sukcesy i depresje. Psychozy i radości...
Byliśmy dzisiaj u mamy. Rozmawialiśmy o głupotach. Zaczęliśmy w końcu wspominać moje nieudane próby studiowania i pracę za barem. Wreszcie stwierdziłem, że gdybym się nie przestraszył i kontynuował studia na politechnice, byłbym dzisiaj inżynierem i kawalerem. Nie pracowałbym w barze i nie spotkałbym mojej żony.
Wspominam i nie smucę się stratą tego, co straciłem. Przecież co mi po dyplomie inżyniera, gdybym nie miał teraz Ewy? Wszystko co się dzieje jest częścią przeznaczenia. Niczego nie żałuję. Dzisiaj tak mi się wydaje.

wtorek, 28 maja 2013

Posted by Unknown |


Udałem się do psychologa. Skierowała mnie tam moja doktorka. Powiedziała, że do tej psycholog odsyła swoje najbardziej beznadziejne przypadki. Jako taki przypadek poszedłem.
Dostałem pracę domową - mam napisać nad czym chcę popracować. Nad wszystkim? Nie da rady... Muszę wybrać swoje najbardziej znienawidzone cechy. Dalej jestem w tym samym punkcie - nad wszystkim...

Wyzywamy się od zwierząt, a ja chciałbym być przyjacielski i wierny jak pies, ciepły i czuły jak kot, silny jak koń i wolny jak ptak. Dziwne... cechy jakie powinni posiadać ludzie, częściej można spotkać u zwierząt niż u człowieka...

Nad czym chciałbym popracować?

Mój mały, rudy kot łazi mi po klawiaturze. Strasznie mnie wkurza, ale jest miły. Tak, ludzie często wkurzają, rzadziej są mili...

Co chcę w sobie zmienić?

Szukałem dobrych cech u ludzi, więcej znalazłem u zwierząt. Możesz się ze mnie śmiać, potwierdzić moje szaleństwo, ale nigdy ani Ty, ani ja, nie będziemy tak wierni i bezinteresowni, spokojni i weseli jednocześnie, mili i walczący o swoje, silni i potulni...

Co chciałbym w sobie zmienić?

Wszystko! Małymi kroczkami, bo inaczej się nie da. Wiem jaki chcę być a to już zawsze coś...

wtorek, 5 lutego 2013

Posted by Unknown |




Podzielę się z Wami fragmentem mojej książki "Spektrum" oraz rozmową telefoniczną doktorki z reporterem, która zleciła mi wstrząsy insulinowe. Fragment książki dotyczy mnie, choć jest pisany z innej perspektywy. 




"Na czym to polegało? Najpierw przypinano go pasami, by przy wstrząsie insulinowym nie spadł z łóżka lub w inny sposób nie zrobił sobie krzywdy. Po przedawkowaniu insuliny, którą wstrzykiwano mu przez cienką igłę dużej strzykawki, powoli zasypiał. Wtedy wszyscy opuszczali pokój. Nikt nie mógł na to patrzeć. Po kilku minutach zapadał w śpiączkę, zalewał go pot, z ust toczyła się piana niczym u wściekłego zwierzęcia. Później dawał się\słyszeć przerażający krzyk płynący z jego suchych ust: „Ratujcie, błagam!”. Po chwili  następowała cisza, ale była to tylko cisza przed burzą. Czasami zaglądała do niego pielęgniarka, by pogładzić jego stopę kluczem. Podobno w ten sposób dowiadywała się, w jakiej jest fazie śpiączki. Powinien być podłączony pod wiele aparatur, ale kogo to obchodziło. Później, choć nie zawsze, przychodziło najgorsze… Rzucało jego ciałem, łóżko, na którym leżał, suwało się po całym pokoju, było to słychać wszędzie! Przytrzymujące go pasy, mimo ogromnej wytrzymałości, wyglądały jakby miały zaraz zostać rozerwane na strzępy. Wstrząsy były bardzo silne. Po kilku godzinach koszmaru wstrzykiwano mu dożylnie glukozę, by go wybudzić. Często przyglądaliśmy się pełni lęku, czy na pewno otworzy oczy. Budził się cały mokry, jakby ktoś wylał na niego kilka wiader wody, z ust nadal spływała mu piana, nie pamiętał, jak się nazywa ani gdzie jest. A personel to bawiło… Nie miał czucia w członkach, więc pielęgniarki
sadzały go, opierając o ścianę, i starały się nakarmić. Po kilkunastu minutach odzyskiwał pamięć i czucie w ciele.Musiał wtedy wypić szklankę rozpuszczonego cukru, gdyż w szpitalu nie było glukozy w proszku. Leżał jeszcze chwilę, cicho płacząc – tak by nikt nie widział – i szedł pod prysznic. Droga, którą pokonywał, zdawała się nie mieć końca, gdyż ciągle miał zaburzenia wzroku i niezupełnie odzyskał władzę w nogach. Salowa zmieniała mu mokrą od potu pościel i po chwili wracał uśmiechnięty, lecz z oczami czerwonymi od płaczu…"
Fragment książki "Spektrum" opisujący terapię jaką na mnie przeprowadzano.

A oto rozmowa reportera z doktorką, która mi zleciła ten koszmar:

 "Lekarka, która stosowała na Krystianie elektrowstrząsy i śpiączki insulinowe, pracuje dziś w innej placówce w tym samym mieście. Jest ordynatorką oddziału psychiatrii. A oprócz tego konsultantką w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży na całe województwo.
– Czy stosowała pani na swoich pacjentach śpiączki insulinowe? – pytam w rozmowie telefonicznej.
- Było wielu pacjentów, którzy uważali, że nie ma lepszej metody. Skutki uboczne? No, czasami ktoś przybrał na wadze.
– Dlaczego zaprzestano ją stosować?
– Bo w obiegu pojawił się nowy typ insuliny. Zupełnie nieskuteczny. Wprowadzaliśmy pacjenta w śpiączkę, a on po jakimś czasie sam się wybudzał, bez podania glukozy.
– Kiedy zrezygnowano ze śpiączek?
– Nie jestem pewna, ale chyba jakoś w latach 80.
– Pewien chłopak twierdzi, że zastrzyki z insuliny dostawał jeszcze kilka lat temu. Na oddziale, którym pani kierowała. Pokazał mi wypis ze szpitala.
– To niemożliwe... – pani doktor jest zniecierpliwiona. – A w ogóle, to o co temu panu chodzi? Czasami pacjenci lubią zmyślać. Proszę mi powiedzieć, czego ten pan chce? To naprawdę niemożliwe. Kilka lat temu? Nie wiem. Może akurat nie było mnie na oddziale?"

Tekst pochodzi z reportażu w Tygodniku Powszechnym.
http://tygodnik.onet.pl/1,79446,druk.html


Nigdy nie zawiodłem się na człowieku tak bardzo jak na tej Pani doktor. Wyrzekła się mnie i tego mi zrobiła... Zwłaszcza ten fragment rozmowy telefonicznej z reporterem uświadomił mi jak daleko gdzieś miała cierpienia swoich pacjentów:

"– Czy stosowała pani na swoich pacjentach śpiączki insulinowe? – pytam w rozmowie telefonicznej.
– Tak, były bardzo uciążliwe. Szczególnie dla personelu szpitala – twierdzi. – Pacjent był wprowadzany w głęboką hipoglikemię. Trzeba było go bez przerwy pilnować. Gdyby pojawiły się powikłania, a nikogo nie byłoby przy łóżku, mógłby umrzeć"

Kochana Pani doktor! Metoda dla personelu była uciążliwa?! Ta terrorapia stała się moją traumą z której nie wiem czy kiedykolwiek się otrząsnę...

piątek, 1 lutego 2013

Posted by Unknown |
Jesteście ze mną. Tutaj na blogu. Czytając moją książkę. Pisząc wiadomości. Dzięki Wam, wiem, że moja choroba ma sens. Że jestem potrzebny. Dziękuję Wam za to! Jeszcze przed ukazaniem się w zeszłym roku mojej książki, swoje zaburzenia traktowałem jako przekleństwo. Teraz wiem, że są darem. Wczoraj ukazał się reportaż o mnie w Tygodniku Powszechnym. Samo ukazanie się go było dla mnie stresem porównywalnym do tego, gdy moje "Spektrum" wylądowało na półkach księgarń. Bałem się jak zostanie przyjęty. Kolejny raz przekonałem się, że obnażanie duszy ma sens. Z czasów szkoły pozostał u mnie wstyd związany z moimi zaburzeniami. Wstyd minął i już nie powróci, dzięki Wam.
Nie uważam się za nienormalnego. Normy tworzy większość a jak wiadomo większość też może się mylić :)
Cieszę się, że jesteśmy tu razem i mam nadzieję, że nie zerwie się ta nasza wirtualna znajomość. Wirtualny świat jest czasami bardziej rzeczywisty od tego realnego. Zwłaszcza wtedy, gdy wylewamy w nim swoje uczucia. Mało kto potrafi zrobić to w stu procentach szczerze, patrząc komuś w oczy...

sobota, 12 stycznia 2013

Posted by Unknown |
Tak młodzi jak dziś nigdy już nie będziemy


"Wczoraj" już było, nie gońmy za nim. "Dzisiaj" jest nasze, wykorzystajmy je, pokochajmy. "Jutro" do nas jeszcze nie należy, miejmy nadzieję, że nazajutrz to się zmieni. 
Zegar ma ostre wskazówki. Potrafią zabić. Tak też robią. Czasami jednak zbyt wcześnie. Nie bójmy się ich, ale miejmy świadomość ich istnienia, ponieważ to świadomość straty sprawia, że doceniamy rzeczy wydające się oczywistymi.


Nie pozwólmy by życie zapatrzone ślepo w przyszłość, odebrało nam teraźniejszość. Jesteśmy ważni tylko tu i teraz.


To jest czas gdy słowa mają inny smak
Dotyk potrafi wyleczyć ból a uśmiech odmienić los
To jest czas gdy duch zwycięża materię
Czas gdy kwitną uschłe drzewa a wszystko delikatnie
unosi się ponad ziemią...


wtorek, 8 stycznia 2013

Posted by Unknown |
"Podstawowym błędem, który wtedy popełniłem, było identyfikowanie się z tymi, którzy byli tam razem ze mną. Widząc nagiego schizofrenika uciekającego przed, jak to mówił (a raczej głośno wykrzykiwał), listonoszem na zielonym rowerze, myślałem, że i ja kiedyś taki się stanę…
Patrząc na dziewczynę, która wyrywała sobie garściami włosy, by po chwili je zjeść, bałem się, że i ja zacznę to robić… Pewien chłopak był przekonany, że jest bohaterem filmu Matrix, i uparcie powtarzał lekarzom, że jak najszybciej muszą go wypuścić, by mógł uratować świat, który bez niego zginie. Gdy słuchałem słów płynących siłą psychoz, wydostających się przez usta szaleńców, moje myśli coraz szybciej wypełniał lęk – kim ja wkrótce się stanę? Hitlerem jak ten, który leży w sąsiedniej sali? A może Jezusem jak jeden z mojego pokoju?
"
Fragment mojej książki "Spektrum"

Przeczytałeś właśnie fragment, który odnosi się do jednego z moich pobytów na oddziale zamkniętym. Bałem się wtedy, kim mogę się stać. W którą stronę poniosą mnie moje zaburzenia. Od chwili spisania tych słów minęło wiele lat. Nie stałem się podobny do opisanych przeze mnie postaci. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal nie wiem kim jestem. Pięć lat temu wtopiłem się w społeczeństwo, tym samym wyrzekłem się siebie samego. Musiałem. Pragnąłem tego. Tak bardzo dążyłem do tego by być jak inni, nie być odrzucanym i wyśmiewanym, że zabiłem Krystiana i stworzyłem nowego. Kim ja jestem? Po tylu latach znowu zadaję sobie to pytanie. Co prawda nie jestem Jezusem, tak jak myślał o sobie kolega ze szpitalnej sali, ale zastanawiam się czy nie spróbować wskrzesić dawnego Krystiana i nie starać się już za wszelką cenę szukać akceptacji wśród ludzi, którzy na to nie zasługują... Moje życie stałoby się wtedy dużo łatwiejsze...

Nie popełniaj mojego błędu. Bądź sobą. Zawsze i mimo wszystko...