Myślę o śmierci, nie boję się jej. Nie raz już się z niej śmiałem patrząc w jej wielkie, puste oczodoły. Mógłbym się z nią zaprzyjaźnić, jednak przyjaźń z nią trwa niebywale krótko i wiele kosztuje. Moja depresja próbuje umówić nas na spotkanie. Ona kocha łzy. Dzięki nim rośnie w siłę tak długo aż zmusi do ostatecznego spotkania.
Myślę o śmierci. Tylko ona jest pewna na tym świecie, w całą resztę można wątpić. Ona czeka wiernie.
Uśmiecham się do pogrążonej w błogim śnie córeczki. Wychodzę na balkon i zapalam papierosa. Patrzę w niebo i zaciągam się duszącym dymem. Za kilka godzin wstanie słońce i będzie piękna niedziela. Depresja, która chodzi za mną od kilku tygodni z kąta w kąt czuje się niepewnie. Słusznie. Śmierć pogonię na jakiś nieznany mi czas a depresję przestanę karmić łzami a zacznę trującymi ją cudami, a cudów dookoła są przecież miliardy, począwszy od zieleni traw, kończąc na bijącym sercu mojej córeczki.
Zwalczę depresję, perfekcyjną oszustkę, która potrafi wmówić wszystko, nawet to, że życie nie jest piękne, a takie przecież jest, prawda?