niedziela, 4 września 2016

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
Od kilku lat poza pracą barmana przyjmuję również zakłady bukmacherskie. Potrafię sprawnie obsługiwać system komputerowy do tego przeznaczony, ale za cholerę nikt nie jest mi w stanie wytłumaczyć co to jest spalony - być może dlatego, że nigdy tak na prawdę nie potrzebowałem tego wiedzieć :)



Pojawiają się często pytania (że niby ekspert ze mnie) jaki wynik typuję na jakiś tam wielki mecz, który ma się odbyć danego dnia. Pytam wtedy "a kto gra?", biorą to za żart i dobrze chociaż ja nie żartuję :)

Kto przeciwko komu?

Reprezentacja Czech kontra Reprezentacji Mongolii? Ni cholery! Jak Mongoł kopnie Czecha to Mongoła się każe. Tak na prawdę to wszyscy są przeciwko.... piłce! To ją cały czas kopią i rzucają. Żeby nie było, że piłka taka samotna i opuszczona - na boisku w tracie 90 minutowego katowania jej jest dwóch bramkarzy, którzy ją łapią (bronią), głaskają a później... kopią ją mocniej niż wszyscy pozostali! Nie mów mi, że piłka to rzecz i nie czuje, bo nie masz na to dowodów - przecież rzeczy nie mówią, to skąd pewność?

Uwaga! Nie oszalałem, ani broń Boże nie znormalniałem!

Jestem po części taką piłką. Nie wiedzą jednak, że im mocniej mnie kopną tym ja wyżej wzlecę! :) To, że nie mam skrzydeł nie znaczy, że jestem mentalnym nielotem :)

Pozdrawiam wszystkich, którzy lubią kopać leżących! Piłka przed kopnięciem również tylko leży a później... unosi się w przestworzach :)

czwartek, 28 lipca 2016

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |

Poniżej są zdjęcia moich notatek z początku odstawiania większości leków. Później nie miałem już siły pisać ale po kilku miesiącach było już lepiej a teraz jest jeszcze lepiej, pamiętaj tylko, że lepiej nie zawsze znaczy łatwiej czy mniej boleśnie.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
Dostałem kiedyś pytanie - kiedy nastąpił przełom?

Odpowiem dzisiaj szczerze. Teraz, gdy powinien być w drodze na prokuraturę, poświęcam czas przeznaczony na ratowanie skóry przed prawem a raczej jego iluzją na napisanie tego posta.

Ostatnie kilka dni przepełniły mój mózg tyloma skrajnymi emocjami, że przestałem czuć cokolwiek, to ciekawe doświadczenie.

Ciężko jest mi to pisać nie używając wulgaryzmów. Nie, nie dlatego, że jestem zdenerwowany, zwyczajnie czasami bez nich trudno wyrazić dokładnie swoje myśli.

Żyć zacząłem w chwili gdy przyjąłem do wiadomości fakt co czeka mnie na mecie. Czeka nas wszystkich to samo. Memento Mori, więc Carpe Diem ludziu!!!!

Przestało mnie już bawić próżne i bezsensowne podejście stada tak pięknie zwanego społeczeństwem do codzienności. Czczą innych ludzi za to, że są celebrytami, kłaniają się papieżowi i głośno wykrzykują poglądy innych ludziów, którzy zyskali w tym stadzie (często niezasłużenie) tytuły autorytetów. Ku*wa! Stado nie jest gorsze od swego przywódcy! Nawet lepsze, bo bez niego nadal będzie stadem a przywódca stada bez swojego stada kim pozostanie? Papież, prezydent, Johny Deep a nawet sam Trypson, są przede wszystkim ludźmi, których na mecie czeka to samo co Ciebie! Nie mamy tutaj równego startu, sprawiedliwego życia, ale Śmierć, Ona jest sprawiedliwa, nikogo nie ominie bez względu na to w ilu filach zagrał, czy był za PO czy za PiS, ile miał na koncie zer i czy przed tymi zerami była jakaś inna liczba! Wydaje się to smutne? Ależ nie! Szukamy sprawiedliwości ciągle i wszędzie a ona jest i czeka na każdego z nas.
Przestałem czcić ludziów za ich wizerunek a zacząłem szanować za to kim są. Nierówny start? Co z tego?! Za metą wszyscy będziemy tak samo potraktowani :)
Mówimy o bohaterach, uczymy o nich nasze dzieci, a wiesz co? Prawdziwych bohaterów nikt nie zna nazwisk, bo oni nie robili nic na pokaz. Może udało ich się uwiecznić na jakiś zdjęciach, ale z pewnością stali gdzieś z tyłu albo akurat przechodzili ulicą gdy jakiś paparazzi robił zdjęcie jakiemuś celebrycie.

Tak, nie ma sprawiedliwości tutaj na świecie, już jej nawet nie szukam, stąd zamiast być teraz u pana prokuratora piszę te słowa. No cóż, jestem ludziem, moja dusza ma też ciało - ono jest biodegradowalne, to dobre dla środowiska :) Odpowiadam za swoje wybory i pomyłki innych. Zacząłem żyć na prawdę w chwili gdy zaakceptowałem te wszystkie fakty. Wszyscy jesteśmy biodegradowalni, tak czy owak, za metą przysłużymy się środowiskowi :) Johny Deep, Ty, ja i Trypson też :)

Patrzę na zegarek, biodegradowalny prokurator pewnie się ucieszy, że nie dostanie dowodu mojej niewinności, Ego jest potężniejsze od sprawiedliwości, ale do pracy iść muszę, tam czekają ludzie!

Miłego dnia bez względu na rodzaj pogody za oknem i sytuacji politycznej!!! :)

środa, 18 maja 2016

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |

Nie mówił - napisał książkę

06-05-2016 20:55
Cieszyńskie Stowarzyszenie Ochrony Zdrowia Psychicznego ''Więź'' zostało beneficjentem programu Narodowego Centrum Kultury ''Ojczysty - dodaj do ulubionych 2016''. Wśród ponad trzystu wniosków wyłoniono 29 najlepszych - w tym jeden cieszyńskiego stowarzyszenia.
Nie mówił - napisał książkęKrystian Głuszko był gościem stowarzyszenia Więź. fot. Jan Bacza
Naszym celem jest tworzenie przestrzeni wyzwalającej świadomość i odpowiedzialność za słowo – klucz każdego aprobatywnego spotkania. Przemiana słów na terenie polsko-czeskiego pogranicza służyć ma rozwijaniu krytycznej postawy wobec krzywdzących osoby z zaburzeniami psychicznymi stereotypów językowych. - piszą o projekcie jego twórcy.

Słowa, które inspirują i wyzwalają otwartą komunikację wyznaczały horyzont MIĘDZY STRONAMI – lokalnego podsumowania Światowego Miesiąca Wiedzy na temat Autyzmu. Była to część realizowanego przez Więź projektu. Na sali konferencyjnej Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie młodzież, była świadkiem niezwykłej dyskusji pomiędzy Krystianem Głuszko i dr hab. Hubertem Kaszyńskim.

Walka ze stereotypami, fałszywym oznaczaniem, szufladkowaniem – tak w skrócie można określić rozmowę. Miała ona przybliżyć osobę z Zespołem Aspergera. Nie pokazywać różnic, ale ukazać cechy wspólne – taka była główna idea spotkania. Z Krystianem Głuszko, autorem książek m.in. 'Spektrum' i 'Szukaj mnie wśród szaleńców' rozmawia Jan Bacza.

Woli Pan rozmawiać czy milczeć?

W zależności od sytuacji, lubię pomilczeć, żeby mieć o czym rozmawiać później. Milczałem przez dwadzieścia kilka lat, nie odzywałem się, obserwowałem, byłem brany momentami za głupka. Aż w końcu stwierdziłem, że na tyle przeanalizowałem to, co miałem dookoła, co zauważyłem, że mam coś do powiedzenia.

Długo Pan milczał, a może inaczej – długo obserwował...

Tak, a i tak za krótko, jednak stwierdziłem, że życie za krótkie jest. Nie zdążę zaobserwować wszystkiego, co bym chciał.

Zaczął Pan pisać. Mówić przez pisanie.

To taka trochę droga na skróty. Dać komuś książkę do przeczytania, która jest skondensowana, jest takim pójściem na skróty. Napisałem książkę po to, żebym nie musiał wszystkim napotkanym osobom opowiadać o tym, co mnie spotkało. Masz przeczytaj i zdecyduj, czy chcesz się ze mną spotykać.

Tak Pan poznał przyszłą żonę. Dał jej do przeczytania swoją książkę. Po kilku dniach powiedziała, że chce z Panem spędzić resztę życia.

I trwa to już ładnych parę lat.

Mówiąc o Zespole Aspergera, wspominał Pan, że został u Pana późno stwierdzony. Ale nie ma Pan tego za złe lekarzom?

To, że jestem tutaj. To, co mam, tę chwilę obecną, zawdzięczam temu, co mnie w przeszłości spotkało. Gdybym był prawidłowo zdiagnozowany, nie byłbym źle leczony. Gdyby w szpitalu nie leczono mnie elektrowstrząsami, nie dostałbym padaczki. Gdybym jej nie dostał, nie musiałbym rezygnować drugi raz ze studiów. To był połączony ciąg. Wyjechałbym zapewne z Tomaszowa do innego miasta, wówczas nie poznałbym żony, nie miałbym córki, nie napisałbym książki i nie byłoby mnie tutaj i nie rozmawiałbym z Panem. Gdybym miał możliwość cofnąć się w czasie, cofnąłbym się tylko raz – na koncert Nirvany. Niczego innego w swym życiu bym nie zmienił, wszystko doprowadziłoby mnie do tej chwili. I za to dziękuję.

Jak Pana odbierają osoby, które nie wiedzą o chorobie?

Błędnie Pan to określił. To nie jest choroba. Ja to traktuję jako typ urody. To jestem ja, tylko troszeczkę inny. Tego się nie leczy, to trzeba zaakceptować a najlepiej wykorzystać.

Pan to zaakceptował i wykorzystał, chociażby spotykając się z młodzieżą.

Najgorsze jest to, że oczekujemy akceptacji otoczenia, jednocześnie nie akceptując samych siebie. To największy błąd. Też miałem za złe wszystkim dookoła, że mnie nie akceptują takim jakim jestem. A nikomu w stu procentach nie pokazałem jaki jestem, bo sam siebie nie akceptowałem. Dochodziłem do tej samoakceptacji przez lata. To hipokryzja, oczekiwać od kogoś czegoś, na co sami się nie zgadzamy.

Mówi Pan że trwało to lata, dotarł Pan do tego punktu?

Ta walka ciągle trwa, nigdy nie uda mi się to do końca, zamknąć niektórych spraw, bo żyjemy stanowczo za krótko, za krótko trwa doba. Ale już mogę powiedzieć, że jestem na pozytywnym etapie tego, co chcę osiągnąć. Akceptuję to, że mogę być po prostu w mniejszości. Nie ma dowodów na to, że Zespół Aspergera jest chorobą. A czy neurotypowość, czyli ta większość 'zdrowa' nie wymaga leczenia? Normy tworzy większość, jako że większość mówi, że ma być tak – to tak jest przyjęte. Kiedyś był ktoś taki jak Kopernik, który twierdził, że ziemia jest okrągła. Wszyscy mówili, że jest płaska. To, że większość tak twierdziła, nie oznacza, że ona stała się płaska. Niewykluczone, że dzisiaj Kopernik skończyły w szpitalu. Większość też może się mylić.

Osoby z Zespołem Aspergera cechuje zamknięta osobowość. Boją się styku ze społeczeństwem. Z drugiej strony na tym spotkaniu Pan się doskonale otworzył. Wspominał Pan, że pracuje jako barman, czyli ciągle poznaje nowe osoby.

To jest od niedawna, jak wspominałem w szkole nie znano mojego głosu, byłem zamknięty bardzo. Okropnym doświadczeniem było dla mnie wzywanie do tablicy. Nie dlatego, że nie znałem odpowiedzi. Udawałem, że jej nie znam, tylko po to, żeby mnie długo nie męczono. Nie chciałem mówić przed klasą. Gdybym może wcześniej wiedział, że mam Zespół, to bym nie został barmanem. Mówiąc po swojemu człowiek z 'urodą autystyczną' przecież nie może w takim zawodzie pracować. Przyszedł jednak czas, kiedy zacząłem mówić.

Usłyszał Pan na swój temat złe słowa, które Pana dotknęły?


Każdy z nas codziennie słyszy jakieś. Problem jednak w tym, jak je odbieramy. Czasami nadaje się definicje słowom, które oznaczają zupełnie coś innego. Mówiąc 'ty wariacie' może być odebrane sympatycznie, ale w zależności od tonu głosu jako obraźliwe. Po prostu błędnie możemy niektóre słowa odczytywać.

Wspomniał Pan, że ten proces otwierania się na ludzi ciągle trwa. Jest jakiś punkt, do którego chce dotrzeć?

Marzenia... ostatnio pomyślałem, że muszę sobie jakieś wymyślić, bo te dotychczasowe się spełniły. Wymyśliłem, żeby zabrać żonę i córkę Małgosię w te wszystkie miejsca, gdzie byłem bez nich. Czyli na przykład tutaj, do Cieszyna. Stwierdziłem jednak, że muszę te marzenie przekonwertować na plan. Cele się realizuje, marzenia wiszą.

Życzę, aby z żoną i córką odwiedził Pan i Cieszyn.

Dziękuję bardzo.


Z Krystianem Gałuszką w Cieszynie rozmowę przeprowadzał dr hab. Hubert Kaszyński. Socjolog i pracownik socjalny, adiunktem w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. teraz Jan Bacza rozmawia z nim.

Panie profesorze, co to znaczy być normalnym?


Mam wrażenie, że to problem dzisiaj być normalnym. Być normalnym to być w większości statystycznej.

Czyli nie być sobą?

Tak. Dobrze pan to ujął. To nie jest bycie sobą. Bo bycie sobą to jest bycie kimś, kto ma swoją niepowtarzalność. To nasze dążenie do normalności, to dążenie, które ma każdy. A tym samym zaprzeczamy istocie człowieczeństwa jako takiego. Bo istotą człowieka jest właśnie niepowtarzalność. Dlatego bycie normalnym, mówiąc paradoksalnie, jest trochę cierpieniem.

Pan Krystian się obruszył, kiedy powiedziałem, że Zespół Aspergera to choroba.

I słusznie, często nadużywamy terminologii choroba. Choroba to właściwie trzy rzeczy. Albo problem związany z zaburzeniami z kręgu schizofrenii, albo głęboka depresja lub problem z chorobą dwubiegunową. Jest albo mania lub depresja na przemian. To są choroby psychiczne. Reszta to są pewne zaburzenia psychiczne. Czyli pewne nieprawidłowości, które są związane z tym, że nie jesteśmy w normie statystycznej. Ale to jest paskudny język. Niech chorobami się zajmują lekarze. Ja chcę się zająć trudnościami emocjonalnymi, to termin, który wydaje się dosyć bezpieczny i łagodny. Trudności ma każdy. Czasami są one głębokie. Na sali było dzisiaj dużo osób w okresie adolescencji. To okres, kiedy przezywamy głębokie trudności, kryzysy. Mamy trudności z uporządkowaniem świata emocjonalnego w stosunku do rzeczy. Ale dla poprawności słusznie – Zespół Aspergera jest swego rodzaju 'urodą' jak on to nazywa. Pewną charakterystyką, czasami te trudności musimy jakoś zdefiniować.

Zajmuje się Pan również kwestią zatrudnienia osób z różnymi zaburzeniami. Krystian ma pracę, można powiedzieć, że jest szczęściarzem.


I dobrze się w niej spełnia i realizuje. Kto ma największy problem ze znalezieniem pracy? Osoby bezdomne, wychodzące z zakładów karnych i chorzy psychiczne. Czyli w naszej nomenklaturze – posiadające głębokie problemy emocjonalne. W Europie wskaźnik zatrudnienia wynosi około 12-14 %. To jest wyzwanie.

Na sali była mowa o szufladkowaniu, o złej diagnozie lekarskiej. Czy to jest tak, że mówimy o kimś 'to jest wariat' ta nalepka niesie się później przez całe życie?

Niesie się i to nie chodzi tylko o diagnozę psychiatryczną, tylko o naszą tendencję do diagnozowania. Przypomina mi się koncepcja, która kilka lat temu w pedagogice się zakorzeniła. Tzw. 'biała karta'. Chodzi o osoby, które pracują w środowisku dzieci i młodzieży z trudnościami i zaburzeniami zachowania. Problem – jak z nimi pracować. Ludzie poznawali tzw. trudną młodzież poprzez dokumentację i poprzez opowieści w zespole. Można powiedzieć, że była to samospełniająca się przepowiednia. Ludzie zaczęli pracować zupełnie inaczej, przenosimy człowieka do innego zespołu, nie przenosimy natomiast dokumentacji. W naszym zbiurokratyzowanym świecie jest to niewyobrażalne. Chodzi o budowę nowej mapy, zacznijmy rozmawiać. W jej budowie jest nadzieje na zmiany i odejście od diagnozy. Niestety, jesteśmy nią skażeni.

A w jaki sposób przekonywać społeczeństwo?

Odpowiedź jest prosta. To co dzisiaj się działo na sali jest najbardziej właściwym sposobem niwelowania piętna społecznego. Kiedyś nazywaliśmy to wiadomości z pierwszej ręki. Kiedy organizuję w Krakowie seminaria, nazywam je seminariami skoncentrowanymi na osobie. Człowiek jest w centrum, to jest najważniejsze. Młodzież myślała, że będzie to wykład o Zespole Aspergera, a to nas zamyka. To, co Krystian powiedział – gdybym wiedział wcześniej, że mam zespół Aspergera, nikt nie zaproponowałby mi pracy.

Pojawia się w naszych głowach czerwone światło.


Tak jest. Natomiast tutaj chodzi o to, żeby nie dać klasycznych odpowiedzi, tylko, żeby w naszych głowach pojawiło się pytanie – mam tak samo, to jest mi bliskie. Każdy ma poczucie samotności, zwątpienia, czasami myśl samobójczą. Chodzi tutaj o wczucie o empatyzowanie z bohaterem. Zabieram go ze sobą, wówczas zaczynam myśleć, jest podobny.

Czyli nie chodzi o uzyskanie odpowiedzi na konkretne pytanie, tylko żeby one pojawił się w nas – to my jesteśmy podobni do tej osoby.

Nie chcemy mówić definicji – Zespół Aspergera to i to. Chodzi o to, żeby powiedzieć kim jest człowiek, który ma doświadczenie schizofrenii. Kim jest, pracuje, żyje, kocha, cierpi. Wówczas widzimy, że on jest podobny. Nie pracujemy na różnicach tylko na podobieństwach. Zasadą jest to, żeby spotkanie odbyło się w przestrzeni neutralnej. Nie działa edukacja, jeżeli ta młodzież pójdzie do domu środowiskowego, czy klubu. Popatrzy z góry, powie - ' o biedny chory, zamknięty' jest obserwowany jak w zoo. Tutaj, widzą wolnego człowieka, który nadaje ton. Widzą człowieka, który ma coś do powiedzenia, który nie jest człowiekiem skreślonym. Tak wyobrażamy sobie osobę, która spędziła kilka lat w szpitalu psychiatrycznym. To najwłaściwsza, jedyna metoda, żadne kampanie medialne w skali makro, ja w nie nie wierzę. Walka o prawa, protesty, można, ale są nieskuteczne. Ale odnosi się to również do innych kręgów – ludzi w zakładach karnych. Przecież też są tam osoby piszący, tworzący. Trzeba spotkać z twarzą drugiego człowieka i doświadczyć czegoś na poziomie emocjonalnym. Zaczyna się wówczas myśleć o kwestię duszy, kontaktu, że jest podmiotowość. Otwieramy się na świat wartości. Tylko tak da się to odbudowywać. Nie da się młodym ludziom powiedzieć – godność. Albo ktoś poczuł przez chwilę co to jest godność człowieka, gdzie jest ona łamana, zadał sobie pytanie o co w tym chodzi. Taki pomysł na zmienienie rzeczywistości na lepsze jest mi bliski.

Dziękuję za rozmowę.

Tekst pochodzi ze strony:  http://wiadomosci.ox.pl/wiadomosc,33626,nie-mowil--napisal-ksiazke.html

niedziela, 15 maja 2016

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |

Studia rozpocząłem wcześniej niż pamiętam. Nie w wieku dwóch lat. Na uczelni pojawiłem się pierwszy raz 11 lipca 1985 roku. Zapewne pierwszym wykładowcą był lekarz lub położna a zajęcia odbywały się na porodówce małego miasteczka na południowym-wschodzie Polski. W tym miasteczku jak  dotąd miałem najwięcej szkoleń. Od kilku lat opuszczam je na dwa, góra trzy dni by dowiedzieć się czegoś poza granicami województw naszego kraju. Jestem młody. Może nie tak bardzo jak mi się wydaje, jednak mam szansę ciągłego rozwoju, bo według statystyk nie jestem jeszcze nawet w połowie drogi na koniec tego świata.
Przez prawie trzydzieści lat byłem wolnym słuchaczem na wspomnianej uczelni. Nie brałem udziału w dyskusjach ani w żadnych projektach społecznych, w których brać udziału nie musiałem. Moimi nauczycielami byli fryzjerzy, salowe w szpitalach i nauczyciele szkolni w trakcie przerwy a także asymilujący się ze społeczeństwem centrum wszechświata (czyt. mojego miasteczka, Tomaszowa Lubelskiego) sąsiedzi zza wschodniej granicy oraz ci którzy asymilować się z nami nie mieli zamiaru – ci zwłaszcza. Na tej uczelni by zyskać tytuł profesora nie trzeba mieć nawet matury. Wystarczy coś sobą reprezentować, być może nawet samego siebie(!) Po latach obserwacji jestem przekonany, że to prawdziwy wyczyn, nie matura, nie studia, lecz właśnie reprezentowanie samego siebie. Miałem ogromne szczęście poznać wielu takich ludzi na swojej drodze. Z wykształcenia byli tym samym co z natury – LUDŹMI, tak to było dla mnie ogromne szczęście i wyróżnienie. Od nich nauczyłem się najwięcej.
Po co o tym piszę? Chciałem po prostu podziękować. Póki co to tylko słowo, ale słowo poprzedza całą wypowiedź a wypowiedź czyny!

Miłego dnia, tego i każdego następnego!

środa, 20 kwietnia 2016

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
Od zawsze dzielimy ludzi na przeróżne rodzaje, na potrzeby których wymyślamy etykietki. Sami też lubiliśmy od zawsze tytułować się mianami szlachciców, lordów, inteligentów, ale także wieśniaków, meneli, wariatów, psycholi itd… Dzisiaj psychiatria jest królową nazewnictwa. Ona przed podstawowym słowem nas określającym „Człowiek” dodaje jeszcze jedno, które niestety bardziej rzuca się w oczy od tego najwłaściwszego. Gdy ponad piętnaście lat temu trafiłem do gabinetu psychiatrycznego dostałem swoją pierwszą etykietkę „depresyjny”, koledzy z klasy dowiadując się, że łykam leki psychotropowe wymyślali własne „świr”, „wariat”, a nawet takie, których powtarzać nie wypada chociaż w środowiskach rynsztokowych są to słowa które weszły w obieg codzienny.
Przygotowując się do tego tekstu myślałem, że dzielenie ludzi na takich i owakich nie ma sensu, bo najważniejsze jest to, że jesteśmy ludźmi wśród których można ponoć spotkać nawet człowieka.
Przekonałem się, że dzielenie jest jednak niezastąpione  w niektórych sytuacjach. Najprostszy przykład to opisywanie kogoś kogo znamy po kolorze włosów. No fakt, dzielimy się na blondynów, brunetów, szatynów, rudych i nie ma w tym nic złego, jeśli oczywiście hmmm… samemu nie jest się rudym. Byłem złotym dzieckiem nie ze względu na swą wartość lecz kolor włosów a w latach mojego dzieciństwa nie było to zaletą, chociaż nie wiem dlaczego miałoby być też wadą? Gdybyśmy mieli przypomnieć komuś jak wyglądał Martin Luter King mało kto skupiłby się na kolorze oczu lecz na kolorze skóry. Uwaga, nie zawsze się to sprawdza np. w przypadku Michaela Jacksona łatwiej będzie sprecyzować kolor oczu. No tak, dzielimy się na przeróżne rasy, a jest to złe tylko wtedy gdy zwraca się na to uwagę w pewnych sytuacjach.
Chciałbym przybliżyć dzisiaj Państwu obraz osoby z Zespołem Aspergera. Specjalnie na tę okazję podzielę na moment ludzi na neurotypowych i ze spektrum autyzmu. Cały ten długi wstęp miał za zadanie wytłumaczyć moje zachowanie bo przecież przede wszystkim jesteśmy ludźmi a kwestie urody nawet gdy jest nią zespół Asergergera nie powinny być powodem do podziałów.
Czym jest Zespół Asperera?
Kim jest osoba neurotypowa? Większość definicji Zespołu Aspergera zaczyna się od słów „całościowe zaburzenia rozwojowe mieszczące się w spektrum autyzmu” Czym jest autyzm wielu wie a jeszcze więcej twierdzi, że wie, chociaż nie ma o nim zielonego pojęcia. Każdy natomiast w jakimś stopniu jest sobie w stanie wyobrazić autystę. Jest to przeważnie obraz kiwającego się, skulonego dziecka, jakiejś dziwnej piłeczki, która zawsze przy nim jest a nigdy nie została przez niego kopnięta, dziecka milczącego lub krzyczącego. Mówi się, że ZA jest lżejszą formą autyzmu, więc nawet jeśli ktoś nigdy o nim nie słyszał to z pewnością miał wyolbrzymione wyobrażenie tej urody, lecz niekoniecznie odzwierciedlające prawdę.
Kim jest  osoba neurotypowa odpowiada drugi człon tego słowa, jest typowa dla większości. 
Kiedyś na jednym ze spotkań ilustratorka Jona Jung powiedziała, że nie jesteśmy neurotypowi, tylko tak naprawdę „neurobanalni”.
Zostałem zdiagnozowany na postawie pewnych wytycznych urody aspergerowskiej. Tak, jak każdy typ urody tak i ten ma wiele powtarzających się cech wspólnych, jednak proszę nie zapominać o tym, że chociaż jasny kolor włosów nazywany blond jest do opisania to każdy ma swój indywidualny odcień, lub chociaż pasemko charakterystyczne tylko dla siebie. Dlatego właśnie sztywne dzielenie nie ma najmniejszego sensu. Znam chłopaka, który pół głowy ma łyse a drugie pół obrośniętej włosami do pasa, jest to jedyny łysy z długimi włosami jakiego znam.
Co łączy aspergerowców? Jakie mamy cechy wspólne najczęściej się powtarzające?
Mamy problemy z zaadoptowaniem się w warunkach i zasadach jakie ustaliło neurotypowe społeczeństwo. Tyle ode mnie czas na kogoś mądrzejszego, Internet z pewnością jest mądrzejszy, chociaż ma on w swojej sieci informacje rzucane także przez pierwotniaki, które nauczyły się ogólnej obsługi komputera i przeglądarki internetowej. W dobie Internetu a w takiej właśnie teraz trwamy, mało kto zagląda do encyklopedii, książek gdy chce poznać jakąś definicję. Najczęściej jest czytana w takich sytuacjach tak zwana ciocia Wikipedia a według niej (cytuję) Zaburzenie to obejmuje przede wszystkim upośledzenie umiejętności społecznych, trudności w akceptowaniu zmian, ograniczoną elastyczność myślenia przy braku upośledzenia umysłowego oraz szczególnie pochłaniające, obsesyjne zainteresowania, natomiast rozwój mowy oraz rozwój poznawczy przebiega bardziej prawidłowo w porównaniu do autyzmu dziecięcego. Głównymi kryteriami różnicującymi zespół Aspergera od autyzmu głębokiego są brak opóźnienia rozwoju mowy i innych istotnych jej zaburzeń uniemożliwiających logiczną komunikację, prawidłowy rozwój poznawczy.

Ludzie z tym zaburzeniem przypominają osoby z autyzmem dziecięcym pod tym względem, że od wczesnego dzieciństwa występuje u nich ten sam rodzaj upośledzeń (jednak w dużo łagodniejszej postaci). W stosunku do głębokiego autyzmu wyróżniają się o wiele bardziej prawidłowym rozwojem mowy i lepszą adaptacją społeczną, zaś z powodu swych niezwykłych zainteresowań łagodniejsze przypadki częściej uchodzą za ekscentryków niż ludzi o zaburzonej osobowości.
Ostatnie dni minęły mi na intensywnej socjalizacji. Byłem nawet na dyskotece. Rozmawiałem z obcymi mi ludźmi. Zostałem posądzony o przestępstwo, a nawet o to, że zostawiłem kobietę w ciąży. Przez te dni poznałem świat neurotypowy bardziej niż przez całe minione trzydzieści lat i powiem teraz zupełnie szczerze, że świat neurotypowy skorzystałby bardziej na dostosowaniu się do tak zwanego zaburzonego niż odwrotnie. Po rozmowie z policjantką, która w imieniu sędziego wydała już na mnie wyrok, nie pamiętając nawet, jak mam na imię, kilku rozmowach z młodzieżą wkraczającą w dorosłe życie, wiem, że ze mną to chyba wszystko w porządku jest. Zawsze marzyłem by być jak inni, mieć wielu przyjaciół, śmiać się z głupich żartów, tańczyć i śpiewać, gdy wszyscy patrzą. Marzyłem o normalności, która jest przecież tylko słowem wykrzyczanym przez większość w obecnych czasach. A co jeśli większość się myli? Co jeśli Zespół Aspergera jest prawidłowością a neurotypowość dysfunkcją? Proszę pamiętać o tym, że kiedyś większość ludności była przekonana o tym, że ziemia jest płaska. Skoro większość tak myślała, uznano, że tak widocznie jest, ale nie sprawiło to wcale tego, że stała się płaską. Pojawił się jakiś Kopernik, szaleniec, który myślał inaczej, dzisiaj nie dałby rady udowodnić swojej tezy, ciężko by było to uczynić ze szpitala psychiatrycznego.
Niestety jestem w mniejszości. Mam urodę Aspergerowską. Nie będę szedł śladami Kopernika, bo ja nie chcę nic udowodnić. Pragnę tylko tego, by ludzie z moją urodą nie chowali się w domach z lęku przed normalnymi, by nie byli ofiarami swojej inności, lecz odpowiednio ją wykorzystali. Tak, można odnosić z tego korzyści! Albert Einstein jest na to najlepszym dowodem. Miał on niemal wszystkie typowe objawy Zespołu Aspegera. Historycy sięgają dalej, wielu innych uczonych, bez których nasza cywilizacja wyglądałaby dzisiaj inaczej, miało ten sam problem co Albert. Świat neurotypowy dużo zawdzięcza światu autystycznemu. Proszę w imieniu wszystkich tych, którzy nie mają tyle odwagi co ja, a są tak zwanymi Aspimi o odrobinę akceptacji, która da nam szansę na poruszanie się w tym pięknym, choć trochę zepsutym świecie. W zamian z pewnością damy coś od siebie. Może już nie bombę atomową, którą przez przypadek dał Albert, ale coś się wymyśli!
Jeszcze parę dni temu miałem tak wiele do przekazania, że nie potrafiłem okiełznać myśli i przelać ich sensownie na kartkę papieru, na którą teraz spoglądam. Powiedzieć o sposobach, na ciężkie chwile, o tym jak się podnosić a najlepiej nie upaść. Dzisiaj będąc na skraju depresji po wtopieniu się w świat zewnętrzny, zdradzę Państwu tajemnicę, jak to się stało, że zostałem barmanem. Otóż nie miałem diagnozy, to znaczy miałem ich wiele ale nieprawidłowych. Nie wiedziałem, że jestem Aspim, nie wiedziałem nawet, że jest coś takiego jak Zespół Aspergera a zatem też o ograniczeniach jakie ta przypadłość, ten czynnik niby ze sobą niesie. Wiecie jak dokonuje się rzeczy niemożliwych? Przede wszystkim nie można wiedzieć o tym, że coś jest niemożliwe do osiągnięcia, ale fajnie jest się o tym dowiedzieć, gdy się to już osiągnie. Gdym poznał swoją etykietkę wcześniej, moje życie z pewnością byłoby łatwiejsze, ale nie zostałbym barmanem, a będąc właśnie nim, poznałem swoją żonę, która niecałe dwa lata temu urodziła nam piękną, zdrową i roześmianą Małgosię. Nie mówmy więc o ograniczeniach, bo one tak naprawdę nie istnieją. W ciągu minionych piętnastu lat intensywnego leczenia sporo zaobserwowałem. Opiszę to dokładniej, być może zaraz po powrocie do domu. Muszę jednak wspomnieć o Kasi, która była… jej właściwie nie było. Trafiła do szpitala psychiatrycznego niema, niechodząca, nie potrafiąca nawet samodzielnie jeść. Kasia popadła w depresję, gdy przyłapała męża na zdradzie ze swoją przyjaciółką. Szybko skorzystała z pomocy psychiatry, a mąż to chciał wykorzystać by odebrać jej prawa rodzicielskie do ich trzyletniej wtedy córeczki. Wtedy coś w niej zgasło. Leczenie nie przynosiło efektów, jednak doszła do siebie. Jak? Byłem świadkiem wizyty jej męża w szpitalu i tego, jak ozdrowiała w chwili, gdy mu wybaczyła. Zbyt niecodzienny przykład? To ze szpitala psychiatrycznego przeniosę się teraz do baru, w którym pracuję. Tomek jest wyjątkowym alkoholikiem, nie trzeźwieje od kilku lat, a cieszy się niesamowitym zdrowiem, chociaż jego krew może służyć pewnie do dezynfekcji. Przyszedł raz prawie trzeźwy z butelką żółtej wódki. Kolor miała identyczny jak jabłkowy napój, który mamy w ofercie. Będąc przekonanym, że pije z kieliszka wódkę krzywił się po każdej wypitej z niego kropli napoju owocowego. Wystarczyła jedna mała butelka bezalkoholowego napoju o odpowiednim kolorze, by Tomek powiedział, że ma dość i idzie na zwałkę. Naprawdę bardzo się upił bez alkoholu, wystarczyło tylko, przekonanie, że po wypiciu kilku kieliszków zakręci mu się w głowie, by poczuł wirek. Wracam na moment do szpitala. Chłopak z mojej sali miał ogromne problemy ze snem, a z niewiadomych mi przyczyn nie mógł wziąć tabletki nasennej, chociaż ciągle o nią błagał lekarzy. W końcu po zastrzyku, w którym były jakieś tam witaminki, zasnął w pięć minut i obudził się dopiero w południe następnego dnia. Dlaczego uśpiły go witaminki? Bo myślał, że jest to konkretny lek, o który prosił. Został oszukany, ale się wyspał, cel osiągnięty. Marzę by znaleźć sposób na to, byśmy mogli posługiwać się psychiką, a nie ona nami. Marzę by dojść do takiej wprawy, że świadomie pijąc samą wodę, zasnę po opróżnieniu szklanki, bo tak postanowię. Skoro Tomek upił się sokiem? Tak, jest to możliwe i nie zmieni tego nawet to jeśli cały świat powie teraz inaczej!
Jeśli macie Państwo szczęście znać osobę zaburzoną, czyli taką, której uroda skazuje ją na bycie odmieńcem, podejdźcie do niej, porozmawiajcie, nie każcie się zmieniać, wyciągnijcie rękę zwykłą, chociaż wymagającą większej siły rozmową. Na tym świecie jest tyle nieodkrytych światów, że gdy to zauważymy, kosmos przestanie być atrakcyjny. Wysłuchajmy się nawzajem. Nie oceniajmy. Nie przekonujmy. Nie używajmy argumentu większości, bo i ją zawstydzi kiedyś ponownie ktoś podobny do Kopernika!

środa, 2 marca 2016

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
Dawno tutaj zaglądałem... Nie dlatego, że nic się nie działo. Wręcz przeciwnie, działo się dużo za dużo. Odstawiłem część leków i po kilku miesiącach mija wreszcie efekt odstawienny. Nie o tym jednak dzisiaj napiszę. Opowiem Ci jak stałem się kryminalistą, tak przynajmniej myśli o mnie szanowna pani policjantka, która już w imieniu sądu wydała na mnie wyrok. Niestety, to właśnie ona prowadzi moją sprawę. Ja naprawdę jestem pokojowo nastawiony do świata. Tak, złamałem prawo i to nie raz. Są na to dowody w formie dwóch mandatów jakie otrzymałem przez ponad trzydzieści lat życia (dwa za przejście przez pustą ulicę, ale w złym miejscu). Pani policjant, która nie tylko mnie oskarżyła o przestępstwo, ale już wydała wyrok, napisała, cytuję "Krula Zygmunta" na wezwaniu. Przestałem się przejmować jej opinią na mój temat po przeczytaniu tego niezdarnie zapisanego kawałka papieru.


Jak to się stało?

Przyszedł do mnie do baru chłopak. Zapytał się czy przeczytałem kiedyś jakąś książkę. Ktoś ze stolika za nim zaśmiał się mówiąc "przecież on sam pisze książki". Zaczęliśmy dyskusję o literaturze. Powiedział, że czytać zaczął bo był "odosobniony" przez pół roku. Pomyślałem, że chorował. Dziwnie się zachowywał. Nie, nie wyglądał na w pełni zdrowego.
W pewnym momencie zauważył jak walczę z zawieszającym się telefonem i zaproponował, że odbierze swojego (nowszego od mojego) złoma z lombardu i zraz mi go przyniesie. Nie ważne już ile wziął za ten telefon, ważne, że mi go sprzedał a po dwóch dniach po niego wrócił z ... policją!
Oczywiście spodziewałem się wyjaśnień, przeprosin, nie nie wymagałem tego, myślałem, że po to przyszedł. Nie po to jednak przyszedł a ja zamiast słów "został pan oszukany" usłyszałem "będzie pan oskarżony o przestępstwo, kupił pan kradziony telefon"

Nie, nie jestem paserem!

Pani policjantka na komendzie, wypisując ten piękny papierek ze słowem KRUL nie chciała mnie słuchać. Była bardzo zajęta (z pewnością lekturą słownika ortograficznego). Dała mi wypełniony kwitek i dodała "jeśli jest z panem coś nie tak to niech pan sobie zaświadczenie załatwi, to prokurator może tylko odróbki da"

Panie prokuratorze! Czasami gdy tak patrzę dookoła to stwierdzam, że ze mną to jednak wszystko jest w porządku. Proszę o karę śmierci. Jeśli w Polsce jest zakazana to co za problem ją jednorazowo przywrócić? Przecież jak się ma władzę to można wszystko i wszystkich...

niedziela, 10 stycznia 2016

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
Miałem ciężką noc. Przez wiele godzin próbowałem uspokoić myśli i zasnąć. Nie mogłem usnąć ani na łóżku, ani na podłodze, pod szafą i pod łóżkiem też nie, ani na leżąco ani na siedząco. W końcu zasnąłem nie uspokajając myśli. Miałem bardzo realistyczny sen...
Poprosiłem przyjaciela by pomógł mi załatwić pistolet. Spojrzał na mnie tak jak zawsze gdy powiem coś co wydaje mu się dziwne i zapytał "w słusznej sprawie go wykorzystasz?" Odpowiedziałem, że tak i tyle wystarczyło by zdobyć broń. Jeśli czyta teraz tego posta pewnie się uśmiecha, bo wie, że brzmi to bardzo realistycznie. Naładowaną broń zabrałem ze sobą do szpitala w większym mieście, gdzie przeprowadzane są transplantacje. W samo południe, gdy był obecny cały personel stanąłem w najbardziej zatłoczonym miejscu i przyłożyłem sobie lufę do skroni. Stałem tak w bezruchu aż tłum się uspokoił i wtedy poprosiłem ochronę, by przyprowadziła do mnie dyrektora szpitala, któremu kazałem jak najszybciej przygotować salę operacyjną. Zapytał w jakim celu a ja mu odpowiedziałem, że będzie musiał szybko pobrać narządy do przeszczepu po czym nacisnąłem spust.

Obudziłem się wcześniej niż zwykle a w głowie cały czas kłębi mi się myśl - skąd wziąć pistolet? Są przecież ludzie podłączeni do szpitalnych maszyn, którzy czekają na przeszczep ratujący ich życia, życia, prawdopodobnie cenniejsze od mojego. Mam żółte papiery, więc na broń zero szans. Jeśli nadal nie nie będzie mnie stać na pomoc finansową, napiszę kolejne książki wpisując w umowę wydawniczą, że połowa nakładu ma pójść do recenzji i to ja zdecyduje gdzie ma trafić. W końcu w pewną mroźną noc rozdam te egzemplarze tym, którzy marzną bo nie mają czym palić w piecach. Jeśli wydawcy przeczytają ten tekst, nie wydadzą kolejnych książek, więc nie ogrzeję żadnego domu. Poczekam. Może kiedyś jeszcze do czegoś się przydam. Póki co będę żył podobnie jak dotąd, jednak bardziej świadomie. Żyję w luksusach narzekając, że nie stać mnie na większe i że te w których żyję są na kredyt. Kredyt w końcu spłacę, chociażby nawet kolejnym kredytem, ale nie zanosi się na to bym poczuł głód, którego nie będę w stanie zaspokoić bo stać mnie na luksusowy chleb, nie zmarznę i nie zmoknę bo mam luksusowy dach nad głową.

Post nie jest na żadnym poziomie. Piszę go by czymś zająć skamlający umysł a opublikuję by sprawdzić czy jestem na tyle odważny i szczery by pokazać Ci jego treścią jak bardzo jestem stuknięty.

niedziela, 3 stycznia 2016

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
- Dasz radę, postaraj się tylko nie upaść wstając z tego cholernego łóżka!
Podchodzi do mnie córka. W dłoni trzyma moje okulary. Przytula się do mnie i mówi:
- Niunia kocha tatę, przyniosła okulary, założy tacie a tata włączy Krecika.
Uśmiecham się do niej. Przez okulary nie widzę prawie nic. Szkła są całe wymazane czekoladką, podobnie jak buzia mojego Skarbka, dla którego podnoszę się z łóżka by włączyć bajkę i jakoś zacząć ten dzień. Spałem jakieś dwie godziny. - Jest coraz lepiej, dwie godziny to dużo!
Podczas gdy córcia ogląda bajki ja idę pod prysznic. Rozbieram się powoli. Boli mnie skóra i  jest mi strasznie zimno. Po upływie pół godziny patrzę nagi w lustro. Na ciele uwidoczniły się kolejne kości. - Dasz radę! To tylko chwila bólu. Weźmiesz prysznic, osuszysz ciało ręcznikiem, umyjesz zęby, ubierzesz się i wysuszysz włosy. Boże pomóż!
Po upływie godziny jestem już gotowy. Jest mi strasznie zimno i niedobrze. Podbiega do mnie Skarbek i krzyczy uśmiechnięta - Tata, daj czekoladkę.
- Najpierw śniadanko! Co Niunia chce na śniadanie?
- Ogółka, kałtofelki i mieśko! - Opowiada bez zastanowienia.
- To będzie na obiad kochanie, tato zagrzeje ci parówkę, może być?
- I czekoladkę! - Podobna do mnie ale uparta po mamusi.
Skarbek zjada śniadanko a ja zapalam papierosa na balkonie upijając przy tym łyk zimnej kawy. Nienawidzę zimnej kawy! Słyszę, że ktoś wchodzi do mieszkania. Wrzucam niedopałek do popielniczki i idę w stronę drzwi.
- Cześć mamo. - Teściowa uśmiecha się serdecznie.
- Cześć, cześć, ubieraj się ciepło bo strasznie wieje. Wnusia o której wstała?
- Oj nie wiem która to była godzina. Jakieś dwie minęły... Ewę mogą zatrzymać trochę dłużej dzisiaj w pracy...
- Nic nie szkodzi, poradzimy sobie, prawda kochanie? - Kochanie uśmiecha się do babci zapchaną po brzegi parówką buzią.
- Zbieraj się Krystian, już późno, spóźnisz się do pracy i znowu będziesz musiał tłumaczyć się centrali. No, miłego dnia! I pamiętaj o śniadaniu, na rogu sprzedają wspaniałe pieczywo i ...
- Wiem, wiem mamo. Trzymaj się! Pa skarbie! tata idzie do pracy!
- Dasz radę, to tylko pierwsze piętro. Tych schodków wcale nie jest tak wiele, to tylko złudzenie. Drogę do pracy też pokonasz bez problemu, chociaż wydaje ci się to droga przez całą galaktykę, tak na prawdę to tylko cztery minuty marszem. To będzie dobry dzień!

Przetrwam ten kryzys. Z każdym dniem jest coraz lepiej. Dużo ze sobą rozmawiam i patrzę na swojego Skrabka, to mnie leczy... Dzisiaj postanowiłem skupić się i napisać tego posta, mam nadzieję, że pomimo tego, że strasznie go nabazgrałem jesteś w stanie odczytać co się u mnie zmieniło. Jest dobrze! Zawsze coś jest dobrze, nawet gdy dookoła jest wszystko źle! :)

sobota, 19 grudnia 2015

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
Myślę o śmierci, nie boję się jej. Nie raz już się z niej śmiałem patrząc w jej wielkie, puste oczodoły. Mógłbym się z nią zaprzyjaźnić, jednak przyjaźń z nią trwa niebywale krótko i wiele kosztuje. Moja depresja próbuje umówić nas na spotkanie. Ona kocha łzy. Dzięki nim rośnie w siłę tak długo aż zmusi do ostatecznego spotkania.

Myślę o śmierci. Tylko ona jest pewna na tym świecie, w całą resztę można wątpić. Ona czeka wiernie.

Uśmiecham się do pogrążonej w błogim śnie córeczki. Wychodzę na balkon i zapalam papierosa. Patrzę w niebo i zaciągam się duszącym dymem. Za kilka godzin wstanie słońce i będzie piękna niedziela. Depresja, która chodzi za mną od kilku tygodni z kąta w kąt czuje się niepewnie. Słusznie. Śmierć pogonię na jakiś nieznany mi czas a depresję przestanę karmić łzami a zacznę trującymi ją cudami, a cudów dookoła są przecież miliardy, począwszy od zieleni traw, kończąc na bijącym sercu mojej córeczki.

Zwalczę depresję, perfekcyjną oszustkę, która potrafi wmówić wszystko, nawet to, że życie nie jest piękne, a takie przecież jest, prawda?

środa, 9 grudnia 2015

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
"Jest styczeń 2008 roku, późny wieczór. Piję czarną kawę i kończę podróż po wspomnieniach. Minęło już osiem lat odkąd zachorowałem. Osiem długich i ciężkich lat... Nadal pracuję w barze. Ataki minęły miesiąc temu a na mojej twarzy coraz częściej można spotkać prawdziwie szczery uśmiech. Z Agnieszką nie mam kontaktu od świąt, ale tak szczerze nie zależy mi już...
W minionym roku urodziła mi się siostrzyczka i odeszło dwoje bliskich mi ludzi. Jak to w życiu, nie zawsze jest pora na łzy i nie zawsze na śmiech. Są ciężkie chwile i choć nieraz wydaje się, że to już koniec, los nagle wyciąga asa z rękawa. Dzisiaj z nadzieją mocno trzymam takiego asa i zastanawiam się, co przyniesie mi ten rok.
Zrozumiałem jak niszczycielską siłę może mieć „miłość”. Jak może zatruć życie jej złudzenie. Miniony rok stał się dla mnie lekcją. Owszem, zaufanie jest podstawą, ale żyjemy w zepsutym świecie, między ludźmi, którzy na nie zasługują. Zrozumiałem, na czym polega życie na zewnątrz.... a Ty?"

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
- O czym pan marzy? - Spytała mnie ośmioletnia dziewczynka na jednym ze spotkań autorskich.
O czym marzę? Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Mam cele i pragnienia, marzenia już dawno się spełniły...
- Hmmm... ja chyba nie mam już marzeń... - odpowiedziałem po chwili.
- Na pewno jakieś pan ma. Jaki chciałby pan by był świat?
"Uff lepiej" - pomyślałem.
- Chciałbym by nie miał granic i by wszyscy mówili w tym samym języku, by był sprawiedliwy i nie było na nim wojen, chorób ani głodu. - Stwierdziłem bez chwili namysłu. To było jedno z moich marzeń z dzieciństwa, które z czasem stało się tylko wizją rodem z filmów fantasy.
Marzenia są zbyt bierne dlatego już nie marzę tylko planuję i wyznaczam sobie cele. W duchu jednak zawsze, jak wtedy gdy byłem małym chłopcem będę marzył o świecie, sprawiedliwszym, którego mieszkańcy będą sobie równi i tak samo ważni nie tylko dla bogów, w których wierzą ale dla siebie nawzajem. Może kiedyś napiszę o tym książkę z ogromną nadzieję, że w przyszłości przestałaby być gatunkiem fantasy lecz spełnioną przepowiednią, dokumentem.
Zamień marzenia na plany i cele i działaj by je zrealizować. Nie bądź bierny, nie czekaj na cud. Chyba, że marzysz o jednorożcu, wtedy zdmuchując płomienie świeczek na urodzinowym torcie pomyśl to życzenie :)

sobota, 28 listopada 2015

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |
- Czy tak będzie już zawsze? - Pytam Boga, pomimo tego, że w Niego zwątpiłem. Tak na  wszelki wypadek, w razie jakbym się mylił a On jednak istaniał.
Bóg mi nie odpowiada. Delikatny, letni wiatr niesie muzykę z parku, w którym trwa właśnie koncert. Nie wychodzę z domu od wielu miesięcy. Elektrowstrząsy namieszały mi w mózgu i dostałem silnej epilepsji. Opuścili mnie znajomi. Siostra wyjechała na studia. Tato remontuje lokal, w którym ma powstać jego bar, a mama jest w ósmym miesiącu ciąży. Siedzę pod jabłonią i piję kawę pomimo późnej pory i znowu, tym razem krzykiem wzywam Boga do odpowiedzi.
- Odpowiedz mi! Dlaczego milczysz?! Dlaczego mnie opuściłeś?!
Neurolodzy mówią, że nie ma dla mnie nadziei, że potrzebna jest operacja, wszczepienie do mózgu jakiegoś implantu. Żyję teraz tylko po to by zobaczyć za miesiąc moją siostrzyczkę. Ma mieć na imię Weronika. Ja jestem już skreślony, jak nie przez Boga to przez los. Bez upadku ciężko mi przejść kilkanaście metrów. Wyjście z domu nie wchodzi w grę, słucham więc koncertu pod jabłonią z czarną kawą w dłoni i słucham koncertu dzięki wiatrowi, który na szczęście wieje w dobrą stronę.

Dziewięć lat później:

Spełniły się wszystkie moje marzenia. zostałem mężem i ojcem. Pracuję w barze, który otworzył mój tato zaraz po urodzeniu się mojej siostrzyczki. Moja druga siostra urodziła córkę w tym samym roku co moja żona. Cierpienie sprzed lat nie poszło w las. Napisałem kilka książek o nim i niosę ludziom dowód, którym jest moje życie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wziąłem na smycz swoje zaburzenia psychiczne, neurologiczne i autystyczne, których nie nazywam już chorobami lecz swoją urodą. Tak, od czasu koncertu w parku zmieniło się niemal wszystko. Przede wszystkim ja się zmieniłem, bo wiesz... wszystko jest możliwe. Jestem szczęśliwy a moje życie pomimo tego, że czasem boli, dla mnie jest idealne! Kocham je!

poniedziałek, 9 listopada 2015

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |

- Jesteś pewny? - Alter Ego stwarza pozory troskliwego.
- Mam dużo pracy. Tak! Muszę jutro rano wstać i funkcjonować a jest to ponad moje siły. - Odpowiadam nie patrząc w jego niewidzialne oczy i przyciskam żarzącego się papierosa do ręki. Skóra delikatnie skwierczy i przyjemnie boli.
- Jesteś z siebie zadowolony?
- Alter, proszę, daj mi spokój. Teraz będzie już wszystko dobrze...
- Maksymalnie przez dwie doby, dopóki w twoim mózgu nie przestaną szaleć substancje, które wytworzyło oparzenie.
Alter jest troskliwy?! Nie, to jego głupie zagrania. Gdy jest dla mnie dobry to tylko przez chwilę.
- Jesteś głupcem! Myślisz, że byle oparzenie pozwoli ci się poczuć lepiej?! Nie, nie dopóki ja tu jestem a dobrze wiesz, że nigdzie się nie wybieram - Niewidzialne ciało Altera przechodzi przemianę. Jego zęby wydłużają się i stają kłami, po których ścieka krew po tym jak je wbił w moją szyję odrywając kawałek skóry.
- Słuchaj, potrzebuję trochę spokoju. Daj mi go wreszcie! - Próbuję do niego przemówić. Bez skutku. Jego paznokcie zamieniają się w szpony a niemy głos brzmi demonicznie. Nie przejmuję się tym. Okaleczyłem się. Zaraz zniknie. Zawsze znika na jakiś krótki czas gdy to robię.
- Jesteś zwykłym wariatem! Ludzie cię nienawidzą a ja wiem jak to zmienić... Posłuchaj mnie przez chwilę!
- Nie!!! - Krzyczę z całych sił niemo prosto do umysłu mojego Alter Ego a ten w zamian rozcina mi brzuch i każe patrzeć na własne wnętrzności. Na ręku zrobił się już bąbel. Przebijam go. Ropa tryska dookoła plamiąc mi bluzkę. Alter próbuje coś jeszcze do mnie powiedzieć, lecz jest zbyt daleko bym mógł go usłyszeć. Krzyczę do niego - Do zobaczenia za jakiś czas! Teraz zajmę się rodziną!

niedziela, 8 listopada 2015

Posted by Zaburzony Świat Krystiana |

Gdybym był złotą rybką zjadłby mnie rudy kot. Na tym zakończyłbym ten post, ale nie jestem złotą rybką i nie mam rudego kota. Nie spełnię życzeń o bogactwie dla biednego ani o gęstej czuprynie dla łysego. Nie jestem złotą rybką. To już ustaliliśmy. Z chęcią jednak wysłucham czego pragniesz, nawet jeśli pragniesz mojego milczenia. Jesteś Ty i jestem ja. Nie! Nie ma Ciebie i nie ma mnie - JESTEŚMY MY! Jeśli będzie trzeba, przytulę Cię słowem. Wiesz, że słowa mają ogromną moc? To one poprzedzają czyny. Ponoć nawet kiedyś, dawno dawno temu, słowo ciałem się stało, ale to pozostawmy na grudzień.
Złotą rybkę zjadł rudy kot. Co będzie z naszymi życzeniami? Wysłuchajmy się nawzajem. Być może ja spełnię twoje a Ty moje marzenie? Może oni pomogą im, a on jej? Wszyscy na swój sposób jesteśmy złotymi rybkami! 

P.S. Koty są miłe pomimo swojego menu.