środa, 29 maja 2013

Posted by Unknown |

Są chwile, gdy jesteśmy bezradni. Nic nie zależy od nas. Moja babcia mówi, by oddać problem Jezusowi i mieć nadzieję. Lekarz, by założyć okulary przeciwsłoneczne i się przytulać. Bliscy rozkładają ręce. Otoczenie każe się uśmiechać i wziąć w garść. Słucham tych wszystkich rad. Modlę się. Mam nadzieję. Uśmiecham i staram się nie okazywać swojego stanu. Na nic zdają się ich słowa. Jestem bezradny. Leki nie istnieją. Nie takie, które mogłyby pomóc. Bóg tylko słucha. Nadzieja umiera przedostatnia a uśmiech boli. Rozglądam się by znaleźć rozwiązanie i zatrzymuję wzrok na jednym punkcie ściany. Patrzę godzinami...

Osoby zaburzone tracą nadzieję, gdyż Ona jest zaburzona tak jak oni. Gdy jest źle, nie da się im wbić do głowy możliwości, że sytuacja się zmieni. Moja żona mówi - przecież nie może zawsze być źle. Ma rację. Wiem to, ale nie wierzę. Gdybyśmy mieli pewność, wierzyli, albo chociaż przyjmowali taką ewentualność o ile łatwiej byłoby znieść cierpienie.

Jestem w izolacji autystycznej. Wydaję się obojętny. Tak mnie spostrzegają. Staram się odzywać, być aktywnym a nawet śmiać. Nie wyobrażają sobie jak wielki to wysiłek...

Parę dni temu w rozmowie z starszym ode mnie kolegą, ujawniła się przykra myśl. My Polacy lubimy narzekać. Jacek podał przykład jak witają się w innych krajach:
- Hello, how are you?
- I`m fine, thanks
U nas rozmowa zaczyna się inaczej:
- Cześć, co u ciebie? Ja ledwo żyję...
- Weź nie pytaj, masakra. Chodzę od lekarza do lekarza. Rodzina daje mi popalić a do tego szef się na mnie uwziął. A jak tam twoje wyniki?

Jestem Polakiem, ale dzisiaj powiem I`M FINE i postaram się ułożyć swoje myśli tak, by było to szczere! Jak to zrobię? Nie wiem... Ale ponoć nie ma rzeczy niemożliwych, przeszkód nie do pokonania, są jedynie ludzie, których łatwo pokonać a ja przecież do nich nie należę :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz