Jest
grubo po północy. Boję się ruszyć by nie zbudzić rudego kotka, który
śpi mi na kolanach. Byłem dzisiaj z żoną w parku na koncertach. Z
ostatniego zrezygnowaliśmy. "Artyści" nie poszanowali publiczności, więc
nie zostaliśmy. Pogoda chyba też się zezłościła, ponieważ zaczął padać
deszcz. Nie chce mi się spać. Błądzę wspomnieniami tam gdzie zajrzeć
powinienem i tam, gdzie nie wolno.
Wspominam
ludzi, których spotkałem na swojej drodze. Dziwne, że nawet ci, co
doprowadzali mnie do szewskiej pasji budzą dzisiaj pozytywne emocje i na
myśl o nich na język nie przychodzą mi już żadne wulgaryzmy. Wiem, że
nikogo nie spotkałem bez powodu.
Wspominam
szkołę i zauważam, że niemal całkowicie wyparłem ją z pamięci. Wizyty w
szpitalach, o których myśl budzi coraz mniejsze emocje. Moje małe
sukcesy i depresje. Psychozy i radości...
Byliśmy
dzisiaj u mamy. Rozmawialiśmy o głupotach. Zaczęliśmy w końcu wspominać
moje nieudane próby studiowania i pracę za barem. Wreszcie
stwierdziłem, że gdybym się nie przestraszył i kontynuował studia na
politechnice, byłbym dzisiaj inżynierem i kawalerem. Nie pracowałbym w
barze i nie spotkałbym mojej żony.
Wspominam
i nie smucę się stratą tego, co straciłem. Przecież co mi po dyplomie
inżyniera, gdybym nie miał teraz Ewy? Wszystko co się dzieje jest
częścią przeznaczenia. Niczego nie żałuję. Dzisiaj tak mi się wydaje.
0 komentarze:
Prześlij komentarz