Nie
myślałem, że przyjdzie mi się jeszcze w życiu uczyć regułek. A jednak. Musiałem
zdobyć uprawnienia do przyjmowania zakładów bukmacherskich i to na końcu
świata! No, może nie świata, ale Polski, tak. Próbowałem zrobić tak, jak mi
poradziła doktorka. Spisałem plan, co o której i jak. Samo wyrwanie ze schematu
było już dla mnie szokiem. Plan? No cóż… Okazał się zbędny…
Jestem
na szkoleniu w Zielonej Górze. Podróż trwała dobę. Wierzysz w coś takiego jak
zły znak? Przez minione dwa dni, miałem ich sporo. A może to tylko pech? Na
szkoleniu jestem z żoną. Na pociąg odwiózł nas, mój przyszły szwagier. Na
początek pomyliliśmy drogę. Znaleźliśmy się na jakiejś podtopionej wczorajszym
deszczem wiosce. Musieliśmy zawrócić. Nie przejęliśmy się. Mieliśmy sporo czasu
by zdążyć na pociąg. W drodze rozmawialiśmy o mandatach za przekroczenie
prędkości i o fotoradarach. Rozmawialiśmy o tym do czasu aż jeden z nich zrobił
nam zdjęcie. Nie najlepszy początek podróży - pomyślałem. Do Rzeszowa
dojechaliśmy na godzinę dwudziestą. Pociąg mieliśmy dopiero o 22:22. Postanowiliśmy
więc, że pójdziemy jeszcze coś zjeść i za godzinkę ruszymy kupić bilety. Tak
zrobiliśmy. Niestety... Pociąg o takiej godzinie nie kursuje. Najbliższy maił
być o 3:20. Nie urządzało to nas, gdyż o 12:00 mieliśmy już zajęcia, a na
miejscu mogliśmy być najwcześniej o 17:12. Wykonaliśmy parę telefonów. Okay,
damy radę. Odpuszczą nam pierwszy dzień szkolenia. Mieliśmy całą noc na łażenie
po mieście z ciężkimi bagażami. Zadzwoniłem do przyjaciela, który mieszka w
Rzeszowie. Spotkaliśmy się w jakimś barze. Wypiliśmy po piwie i o 01:10
poszedłem z Ewą na dworzec PKP. Po drodze przyczepił się nas jakiś miejscowy
menel. Ledwo się go pozbyliśmy ale udało się po wielu trudach. Doszliśmy na
dworzec. Mieliśmy niecałe dwie godziny do odjazdu. Piliśmy kawę na peronie i
znowu on! Tym razem miejscowy menel okazał się agresywny. Gdy już wstawaliśmy z
ławki, by pójść po ochronę, zmył się. Podróż była ciężka. Byliśmy zmęczeni i
głodni a świadomość, że straciliśmy jeden dzień nauki stresowała jeszcze
bardziej. W końcu dotarliśmy na miejsce. Wszystko wydawało się już iść po
naszej myśli do czasu. Ewa zgubiła telefon. Dodzwoniłem się na jej numer. Ktoś
odebrał i poinformował, że jest w biurze informacji w supermarkecie.
Wybiegliśmy z hotelu. Ewa upierając się, że zna skróty, doprowadziła do
kolejnego już zgubienia przez nas drogi. Telefon odzyskany. Leżymy teraz w
łóżku i oglądamy mecz naszej reprezentacji. Mam nadzieję, że nasz pech nie
dopadnie też naszej drużyny. Póki co jest remis, więc są jeszcze szanse. Boję
się co czeka nas jutro, bo ponoć zawsze może być gorzej.
...ale przygody!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Wierzę, że zaświeci Wam słońce:-) Ja poniedziałek miałam bardzo ciężki - cały dzień prześladował mnie pech, a zaczęło się od tego, że uciekł mi autobus... Trzymajcie się cieplutko:-) Z pozdrowieniami, Karolina.
OdpowiedzUsuńJa też nie miałam najlepszego dnia. Jest jeszcze druga opcja: jutro może być lepiej. :)
OdpowiedzUsuńMarta, na pewno będzie lepszy - jutro czeka nas egzamin i innej opcji nie przyjmuję :)
OdpowiedzUsuńKarolina, zaświeciło słońce i to dosłownie :)
ToAżJa (lepiej brzmi od ToTylkoJa :)) Przygody rzeczywiście :) Dzisiaj może załamani ale będzie co wspominać:)
Pozdrawiam Was cieplutko :)
Bardzo się cieszę, że zaświeciło słońce:)A mogę zapytać z czego ten egzamin? Trzymam kciuki:) Karolina
OdpowiedzUsuńJak zdam jutro egzamin a za parę tygodni kolejny w ministerstwie to zostanę bukmacherem :) Dziękuję za doping :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia !!! :) I daj koniecznie znać, jak poszło:)Karolina.
OdpowiedzUsuńEgzamin zdany :) Czeka nas jeszcze jeden w ministerstwie, ale to dopiero za jakiś czas :)
UsuńBaaaaaardzo się cieszę:) Myślę, że teraz to już pójdzie z górki:) Serdeczności:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)
OdpowiedzUsuń